Dziś zaczęłam Halloweenowe dyniowe łowy. I wyobraźcie sobie trafiłam na bardzo mały, zupełnie nieciekawy warzywniak, gdzie Pan miał różne cuda: każdą dynię inną i przy każdej upierał się, że to model ozdobny. Nie dałam się zwieść i kupiłam dwa okazy.
Pierwsze zielone, nie-wiadomo-co :) w wadze 4188g, które w przyszłym tygodniu będę jeść w postaci zupy, curry i na pewno jeszcze czegoś.
Druga pomarańczowawa, 8 kilo, do słoiczków na zimę.Pierwsze zielone, nie-wiadomo-co :) w wadze 4188g, które w przyszłym tygodniu będę jeść w postaci zupy, curry i na pewno jeszcze czegoś.
Pan miał jeszcze duże, zielone, nakrapiane (czyżby piżmowe?) i ogromny wybór mniejszych (do 2 kilo) w różnych kolorach: szare, zielone, żółte. Być może odwiedzę go jeszcze we wtorek i wypytam skąd on to wszystko wziął. Żałuję, że nie zabrałam aparatu :(.
A jeśli ktoś z Was wie co prezentuje dziś na zdjęciach to poproszę o podzielenie się ze mną tą wiedzą tajemną :).
Poza tym miłego weekendu życzę!
A jeśli ktoś z Was wie co prezentuje dziś na zdjęciach to poproszę o podzielenie się ze mną tą wiedzą tajemną :).
Poza tym miłego weekendu życzę!
Smacznego!
4 komentarze:
Dynie są po prostu cudne! Zakochałam się w pierwszej...
Imponujące... :-) Niestety nie znam odpowiedzi na Twoją zgadkę. :-) A szkoda!
mają w sobie coś tajemniczego.
takie duże, okrągłe...
Kochana wejdz do Bei na wpis powitalny do Festiwalu Dyni - tam byly takie rozne slicznosci, jak te Twoje. Moze znajdziesz, czego szukasz? Pozdrowienia!
Prześlij komentarz