Chleb żytni z melasą i czarnuszką - WP #102

Jak obiecałam tak robię, czyli nadrabiam zaległości. Dziś u mnie wypiek z edycji 102 Weekendowej Piekarni, czyli rewelacyjny chleb Reinharta, zaproponowany przez Kasię. To jeden z lepszych chlebów jaki jadłam. Dzięki zakwasowi dość długo świeży. Ma wspaniałą, chrupiącą skórkę. Jeśli go jeszcze nie piekliście to spróbujcie. Ja na pewno będę do niego wracać często.

CHLEB ŻYTNI Z MELASĄ I CZARNUSZKĄ
1 bochenek

zaczyn 1
60g mąki żytniej razowej (typ 2000)
170g mąki pszennej razowej
1/2 łyżeczka soli
170g mleka, mleka sojowego, mleka ryżowego, jogurtu
- u mnie mleko ryżowe
zaczyn 2
70g zakwasu żytniego
220g mąki żytniej razowej (typ 2000)
170g wody o temperaturze pokojowej
ciasto właściwe
60g mąki żytniej razowej (typ 2000)
1 łyżeczka soli
2 i 1/4 łyżeczki suszonych drożdży - użyłam 10g drożdży świeżych, rozpuszczonych w 2 łyżkach wody (do ciasta wmieszałam nieco więcej mąki)
30g melasy
30g miękkiego masła
2 łyżeczki czarnuszki

zaczyn 1
Wszystkie składniki dokładnie wymieszaj w misce, przykryj folią spożywczą i odstaw na noc w temperaturze pokojowej.

zaczyn 2
Wszystkie składniki dokładnie wymieszaj w drugiej misce, przykryj folią spożywczą i odstaw na noc w temperaturze pokojowej.

ciasto właściwie
Zaczyny z obu misek zmieszaj ze sobą. Dodaj pozostałe składniki, całość połącz ręcznie lub mikserem - to ciasto nie wymaga zbyt długiego wyrabiania. Przykryj miskę folią i odstaw do wyrastania na około 60 minut. Następnie uformuj bochenek lub przełóż do formy wysmarowanej olejem i wysypanej otrębami żytnimi. Posyp wierzch otrębami (pominęłam), odstaw do wyrastania na około 1 godzinę - ciasto powinno wypełnić formę (u mnie 90 minut).

Piekarnik rozgrzej do 230 stopni. Wstaw chleb. Piecz parą przez 15 minut, po czym zmniejsz temperaturę do 210 stopni i dopiekaj kolejne 30-40 minut - upieczony chleb, popukany od spodu będzie wydawał głuchy odgłos (ostatnie 10 minut piekłam chleb bez foremki). Wyciągnij z formy i ostudź na kuchennej kratce.

PASTA JAJECZNA MARTHY
według Marthy Stewart
4 porcje

8 jajek ugotowanych na twardo
1/2 szklanki majonezu
2 łyżki posiekanych łodyg selera naciowego
2 łyżeczki musztardy Dijon
kilka kropli ostrego sosu typu Tabasco
sól, pieprz

Jajka obierz i drobno pokrój w kostkę. Dodaj majonez, selera, musztardę. Dopraw do smaku ostrym sosem, solą i pieprzem. Podawaj z zieloną sałatą dowolnego rodzaju, chlebem razowym lub tostami.

Smacznego!

Zima. Mleko z miodem. Miód z mlekiem.

Ciągle zima. Być może nie zima stulecia, ale jednak jest i nic nie zapowiada wiosny. Choruję bardzo często. W tym roku przechodziłam już grypę żołądkową i ciężkie przeziębienie. To drugie na własne życzenie. Przed ciążą nigdy nie chorowałam. Od urodzenia dziecka prawie cały czas. Za to dziecko jest zdrowe. W przyrodzie nic nie ginie :).

Dziś więc mleko z miodem, czy też miód z mlekiem. Przepis wyszperany bardzo dawno temu na blogu
Kitchen Wench. Poniżej wersja z moimi zmianami, czyli mniej miodu, więcej mleka, dużo mniej roboty :).

GALARETKA MLECZNO-MIODOWA
3 porcje

galaretka miodowa
200ml zimnej wody
3 łyżki miodu o silnym smaku
- u mnie kasztanowy
1 i 1/2 łyżeczki żelatyny
panna cotta waniliowa
350ml mleka
120ml śmietanki 30% lub śmietany kremówki
3 łyżeczki żelatyny
nasiona z 1 wanilii lub 1 łyżeczka ekstraktu z wanilii
2 łyżki cukru

galaretka miodowa
Wodę zmieszaj z miodem w małym rondelku, wierzch posyp żelatyną, odstaw na 5 minut. Następnie całość wymieszaj i gotuj na małym ogniu, aż płyn będzie na tyle gorący, że żelatyna całkowicie się rozpuści. Rozlej do szklanek, a gdy ostygnie przykryj folią spożywczą i wstaw do lodówki.

Gdy galaretka stężeje (30-60 minut) przygotuj warstwę mleczną.

panna cotta waniliowa
Wszystkie składniki umieść w rondelku, wymieszaj, wierzch posyp żelatyną, odstaw na 5 minut.
Zamieszaj, po czym gotuj na małym ogniu, aż płyn będzie na tyle gorący, że żelatyna całkowicie się rozpuści. Odstaw do ostygnięcia, a gdy osiągnie temperaturę pokojową, rozlej do szklanek z galaretką miodową, przykryj folią i wstaw do lodówki. Podawaj, gdy całkowicie stężeje (po godzinie).

Nie jestem wielką fanką mleka w postaci płynnej. Właściwie używam go tylko do kawy. Ale taka galaretka to już co innego. Wielbiciele metod naturalnych w leczeniu przeziębień na pewno też ją polubią. A ci najbardziej ekstremalni mogą sobie dodać jeszcze warstwę z czosnku ;).

A. spróbował, nie wypluł i zjadł. Uwierzcie mi to znaczy dość dużo :)

Smacznego!

Ekspresowy chleb z domu na farmie - WP #106

Chleb z wydania #106 Weekendowej Piekarni miałam jak zwykle odłożyć na później, a upiec dziś zaległy razowiec z czarnuszką i melasą. Niestety zapomniałam i nie wyciągnęłam wczoraj zakwasu z lodówki :). Nie było więc wyjścia. Rację ma gospodyni, dobry z tego bochenka chleb awaryjny, prosty nawet dla początkujących.

Jedyne zmiany, jakie poczyniłam to zwiększenie ilości wody do 350ml. Ciasto na zdjęciu z magazynu wydawało mi się bardzo zbite i twarde. Mój chleb wyrastał w piekarniku rozgrzanym do 30 stopni (+termoobieg), jednak i tak zajęło mu to nieco więcej czasu niż podano w przepisie. Ale dodać też muszę, że posiadam tylko jedną, dość długą keksówkę :). I woda, której użyłam była raczej chłodna.

FARMHOUSE LOAF
1 bochenek

500g mąki pszennej chlebowej
2 łyżeczki drobnej soli morskiej
15g świeżych drożdży
1 łyżeczka drobnego cukru
300ml letniej wody
- u mnie 350ml

Mąkę i sól przesiej do dużej miski, pośrodku zrób dołek. W małej miseczce wymieszaj drożdże z cukrem i 2 łyżkami wody. Mieszaj do rozpuszczenia, a następnie odstaw na 2 minuty - płyn powinien się lekko spienić. Wlej do dołka w mące wraz z pozostałą wodą. Szybko wymieszaj drewnianą łyżką. Przenieś ciasto na lekko obsypany mąką blat i zagniataj przez około 10 minut, aż ciasto stanie się gładkie i elastyczne (wyrabiałam Kitchen Aidem przez 7 minut na prędkości 4). Uformuj kulę, po czym przełóż ją do naoliwionej miski. Pozostaw pod przykryciem w ciepłym miejscu na około 45 minut, do podwojenia objętości (u mnie 1 godzina).

Wyrośnięte ciasto przełóż na blat i krótko zagnieć. Następnie uformuj prostokąt, złóż boki do środka i włóż do lekko naoliwionej foremki. /ja formowałam tradycyjnie, czyli zwijając prostokąt w rulon/ Foremkę umieścić w dużym foliowym worku lub przykryj natłuszczoną folią spożywczą i odstaw do wyrośnięcia na około 20 minut. Ciasto powinno urosnąć powyżej krawędzi foremki (mojemu zajęło to 40 minut :).

Piekarnik rozgrzej do 220 stopni (lub 200 termoobieg).

Chleb lekko oprósz mąką i piecz przez 30-35 minut. Upieczony bochenek ostukany od spodu powinien wydawać głuchy odgłos. Jeśli to konieczne, dopiecz chleb (już bez foremki) przez 5 minut (tak zrobiłam). Przed pokrojeniem ostudź na kratce.

Miąższ chleba jest delikatny, puszysty, miękki. Skórka cienka i lekko chrupiąca. I chociaż, jak to typowy chleb drożdżowy, nie dotrwa on w najlepszym stanie do jutra, to myślę, ze tosty wyjdą z niego świetne i na drugi dzień.

A dziś wieczorem już na pewno wyciągnę zakwas z lodówki i w końcu zacznę nadrabiać zaległości....

Smacznego!

Kraków i ryby, czyli daleko od morza

Zacznę od tego, że A. czyta mi w myślach. Zadzwoniłam do niego w sobotę do pracy i powiedziałam: Mam straszną ochotę na doradę. Po pracy pojedź proszę do tego sklepu rybnego przed Selgrosem i kup dorady. Rozmaryn mamy. Ziemniaki też. Tylko poproś, żeby Ci na miejscu wypatroszyli. Okazało się, że pojechał tam już rano, przed pracą :). Dorady przywiózł. Upiekliśmy. Jak widzicie po ilości mieliśmy wtedy gościa.

Właściwie ryby przyrządzamy zawsze w ten sam sposób. Kupujemy w całości. Zawsze już oskrobane i oczyszczone :). W sklepach zrobią to na miejscu, ale z reguły trzeba o to poprosić. Warto takie rzeczy wiedzieć, jeśli nie lubi się patroszyć ryb samodzielnie. W domu ryby myjemy, nacieramy oliwą, doprawiamy solą i pieprzem (na zewnątrz i wewnątrz). Do środka wkładamy zioła (rozmaryn, tymianek lub zwykłą nać pietruszki), czosnek pokrojony w plastry, plasterki cytryny (lub limonki), kawałki masła. Idealnie byłoby takie nadziane brzuszki zszyć, ale mi nigdy nie chce się tego robić ;). Piekarnik rozgrzewamy do 190 stopni (z termoobiegiem). Pieczemy (na kratce, pod rybami naczynie z wodą lub papier do pieczenia, aby było mniej sprzątania) przez 20-25 minut w zależności od wielkości ryb. W lecie czasem zawijamy w folię aluminiową i pieczemy na grillu. Tyle. Proste. Szybkie. Idealne.

Najczęściej jemy pstrągi kupowane w hodowli w Piekielniku. I choć nie jest to jedyna hodowla pstrągów na Podhalu zawsze akurat tą gorąco polecam, ponieważ: 1) ryby pływają tam w wodzie źródlanej, przepływowej - naprawdę smakują inaczej; 2) po wyłowieniu ryby na miejscu patroszą (co rzadko się zdarza w pozostałych hodowlach); 3) właściciele mieszkają obok, więc ryby sprzedają nawet w niedzielę, o ile akurat nie są w kościele :). Jest tanio, około 10zł/kg. Pstrągi są duże. Idealne. Świeże, ubite przy zakupie. Dobre pstrągi znajdziecie też w hodowli przy pensjonacie "Pstrąg" w Łopusznej (przy okazji można zwiedzić Tischnerówkę). Znajduję się tam także bardzo wesoła restauracja o wystroju rodem z lat 80-tych, ze stolikami przykrytymi ceratą. Ryby przyrządzane na miejscu są jednak bardzo dobre.

Piekielnik

Wiedzę o sklepach rybnych w Krakowie czerpię od swojego ojca, który zna chyba wszystkich sprzedawców ryb w tym mieście oraz wyciągam z obsługi, gdy (rzadko, ale jednak czasem zdarza się) jemy ryby w restauracji. Naszym ulubionym sklepem jest właśnie ten przed Selgrosem (na zewnątrz budynku, nie trzeba mieć karty sklepu by tam kupować). Poza rybami świeżymi, znajdziecie tam też nieco owoców morza i bardzo bogatą ofertę (REWELACYJNYCH) ryb wędzonych oraz śledzi. Ryby kupujemy też w Makro. Według obsługi tego sklepu na zakupy warto wybrać się w czwartek. Dowolny gatunek ryby oraz owoce morza możecie zamówić także w Likus Concept Store na Rynku Głównym. O ile dobrze sobie przypominam, dawno tam nie byłam, zamówienia złożone do wtorku realizowane są w czwartek.

Czwartek jak widzicie to dzień magiczny w krakowskim świecie rybnym. W mojej ulubionej rybnej restauracji w karcie dań także jest napisane, że krewetkową zupę tajską zamawiać można tylko od czwartku do niedzieli. Nigdy nie odważyłabym się zamówić ryby w restauracji w środę. W środę też nie kupiłabym ryby w żadnym supermarkecie. I chociaż czasy, gdy ryby do Krakowa dowożone były jedynie we wtorki i w czwartki, dawno minęły, a obecnie dostawców jest trzech (ryby przywożone są codziennie), to w dalszym ciągu czwartek jest najważniejszy.

A jeśli znacie jeszcze jakieś godne polecenia rybne miejsca w Krakowie lub na południu Polski podzielcie się proszę ze mną tą wiedzą, skorzystam na pewno.

Smacznego!

Makaron czekoladowy

Kolejny dzień Czekoladowego Weekendu i kolejny wytrawny pomysł na czekoladę. Przepis, dla którego z otchłani wydobyłam swoją maszynkę do makaronu, pochodzi z książki Willie's Chocolate Bible Williego Harcourt-Cooze'a, czyli obowiązkowej pozycji dla wszystkich czekoladomaniaków.

MAKARON CZEKOLADOWY
300g (4 porcje)

30g czekolady 100% (lub 99% Lindt) - można użyć po prostu gorzkiej, wtedy makaron będzie nieco słodszy
200g mąki pszennej, najlepiej włoskiej '00' - polecam zacząć od 150g i dosypywać w czasie wyrabiania ciasta
25g kakao
2 duże żółtka
2 duże jajka

Czekoladę stop w kąpieli wodnej lub w mikrofalówce, odstaw. Mąkę przesiej z kakao, dodaj żółtka i całe jajka, a następnie stopioną czekoladę. Wyrób gładkie ciasto (10-15 minut) - można to zrobić ręcznie lub mikserem typu Kitchen Aid (mikserem krócej). Gotowe ciasto owiń w folię spożywczą i wstaw do lodówki na minimum 1 godzinę.

Gdy ciasto odpocznie podziel je na 6 części i każdą z nich rozwałkuj bardzo cienko (wałkiem lub maszynką do makaronu). Pokrój jak lubisz. Gotuj tak jak każdy inny makaron w osolonej wodzie, aż będzie al dente (kilka minut, im drobniej pokrojony tym krócej).

Ja pokroiłam dziś mój czekoladowy makaron w szerokie wstążki i podałam z dorszem zapieczonym z tahini z przepisu Agnieszki Kręglickiej oraz z oliwą z oliwek. Ten makaron nie jest słodki, jak widzicie w składnikach nie ma cukru, nadaje się więc idealnie do wszelkich wytrawnych dań, sosów mięsnych, lasagne, ravioli czy tortellini. Myślę, że to też wspaniały sposób na urozmaicenie naszego polskiego makaronu z białym serem, ale takie np. czekoladowe ravioli z ricottą także potrafię sobie wyobrazić. Willie poleca do tego makaronu czekoladowe pesto, ale póki co nie mogę się przekonać do połączenia czekolady i bazylii. Może kiedyś.

Smacznego!

Chilli Con Carne z gorzką czekoladą

Zaczynamy Czekoladowy Weekend :). W tym roku będzie u mnie nieco bardziej wytrawnie, chociaż znajdzie się czas na jeden deser. Zaczynam od chilli z gorzką czekoladą z przepisu krakowskiego kucharza i restauratora, którego bardzo lubię i cenię, czyli Adama Chrząstowskiego.

To chilli jest bardzo przyjemne, inne, takie lekko meksykańskie, ponieważ mi osobiście połączenie mięsa i czekolady kojarzy się tylko i wyłącznie z Meksykiem :). Słodko-pikantne. Niech Was nie kusi pominięcie śmietany, bez niej to danie smakuje zupełnie inaczej, warto jej użyć w naprawdę dużych ilościach.

Polecam też inne czekoladowe słodkości, których znajdziecie u mnie sporo.

CHILLI CON CARNE Z GORZKĄ CZEKOLADĄ
6 porcji

3 łyżki oliwy
4 czerwone cebule, pokrojone w kostkę

1kg chudej zmielonej wołowiny
2 posiekane ząbki czosnku
2 papryczki chili posiekane (z pestkami)
1kg pomidorów obranych ze skórki i pokrojonych w grubą kostkę
- można użyć krojonych z puszki
3 łodygi selera naciowego pokrojonego w plastry
1 i 1/2 łyżki mielonego kuminu
1 łyżka suszonego oregano
500g namoczonej i ugotowanej fasolki kidney
- lub 2 puszki
1 tabliczka (100g) czekolady gorzkiej 70% kakao
sól, pieprz, liść laurowy
kwaśna śmietana
- KONIECZNIE! ewentualnie gęsty, grecki jogurt

Na oliwie przesmaż cebulę i czosnek, po chwili wrzuć mięso. Gdy odparują soki i całość lekko zbrązowieje, dodaj papryczkę, seler i pomidory. Duś pod przykryciem do momentu, aż mięso zmięknie (około 15-20 minut). Dodaj przyprawy i fasolę, po czym duś na wolnym ogniu kolejne 10 minut (jeśli używasz fasoli z puszki dodaj ją pod sam koniec gotowania, tak by tylko się podgrzała). Pokrusz czekoladę i wymieszaj. Chili podaj w misce z odrobiną kwaśnej śmietany i posypane posiekaną nacią selera.

Smacznego!

Światowy dzień kota

Z okazji kociego świeta nasz kot w całej swej okazałości.



;)

Karmelowiec

Czyli ciasto na przeprosiny :). Dziś rano przez pomyłkę zabrałam klucze do samochodu A. i radośnie pomknęłam z nimi w swoją drogę. Tak więc mojego mężczyznę spotkał dziś przymusowy dzień wolny. Z naszej wsi do Krakowa (i z powrotem) nie bardzo da się w inny sposób dość szybko dotrzeć. Trochę się złościł. W drodze powrotnej kupiłam więc czekoladę. Resztę składników już miałam. Powstała więc wersja karmelowca Arven tylko dla niego, czyli bez orzechów i płatków owsianych :). To naprawdę ciasto ekspresowe, przygotowanie to zaledwie kilka minut.

KARMELOWIEC
mała forma kwadratowa

ciasto
150g pszennej mąki
60g masła
60g cukru
16g cukru wanilinowego - u mnie 1/2 łyżeczki ekstraktu z wanilii
3 żółtka
2 łyżki gorzkiego kakao
1/2 łyżeczki proszku do pieczenia
warstwa 1
100g gorzkiej czekolady
1/2 szklanki posiekanych orzechów włoskich - pominęłam
warstwa 2
550g krówkowego kajmaku - użyłam gotowej masy krówkowej z Bakallandu
beza
3 białka
1/2 szklanki cukru
1 szklanka płatków owsianych (Arven sugeruje górskie) - pominęłam

Piekarnik rozgrzej do 180 stopni.

ciasto
Mąkę posiekaj z zimnym masłem, dodaj trzy żółtka (zachowaj białka), cukier, cukier wanilinowy, kakao i proszek do pieczenia. Szybko zagnieć (dodałam 1 łyżkę wody by ciasto nie kruszyło się). Ciastem wylep wyłożoną papierem do pieczenia formę. Podpiecz przez 7-10 minut.

warstwa 1
Czekoladę posiekaj na drobne kawałki, po czym wysyp je na podpieczony spód. Całość posyp posiekanymi orzechami.

warstwa 2
Na wierzch czekoladowo-orzechowy ostrożnie wyłóż kajmak.

beza
Białka ubij ze szczyptą soli i 1/4 szklanki cukru, pod koniec ubijania wsyp pozostały cukier. Białka powinny być błyszczące i bardzo sztywne. Na końcu wmieszaj do białek płatki owsiane (jeśli używasz) i pokryj nimi kajmak.

Piecz przez 15-20 minut, aż do zrumienienia się bezy. Ostudź na kratce, podawaj gdy ciasto osiągnie temperaturę pokojową.

To ciasto smakuje wspaniale natychmiast po ostygnięciu, gdy czekolada na spodzie jeszcze całkowicie nie zastygła. Oczywiście na zimno też jest pyszne. To deser dla zabieganych miłośników czekolady, kajmaku i bez. Takich osób zapewnię jest wiele :). Polecam serdecznie! To także doskonały przepis, gdy nawiedzą nas niezapowiedziani goście.

Smacznego!

Piękny gulasz rybny

Albo zupa :). Sama nie wiem czy to danie to jeszcze zupa czy już gulasz. Według Jamiego gulasz. Ostatnio rzadko oglądam kuchnię.tv, ale akurat ten odcinek o pobycie Jamiego w Grecji widziałam. I gdy jakiś czas temu Maggie na Durszlaku pisała o gulaszu rybnym zapragnęłam od razu tego greckiego gulaszu właśnie. Odnalazłam więc przepis i gotowe. Myślę, że warto byłoby dodać tu także tymianku. Użyłam ryb, które leżakowały w zamrażarce, czyli dorsza i łososia, ale można dodać dowolne gatunki morskie, w różnych konfiguracjach. Na zdjęciu widać też chleb z ostatniej Weekendowej Piekarni, który wyszedł nieco zbyt płaski by poświęcić mu osobny post. Do gulaszu jednak pasował (dam mu jednak jeszcze szansę na poprawę wizerunku :).

AEGEAN KAKAVIA
4 porcje

2 cebule, grubo posiekane
4 łodygi selera, pokrojone w plasterki
5 ząbków czosnku, grubo posiekanych
3 duże pomidory, obrane i posiekane
500g ziemniaków, obranych i pokrojonych w kostkę
3 liście laurowe
1 litr lekkiego bulionu warzywnego
sól morska i świeżo zmielony pieprz
700g dowolnych filetów z ryb morskich, pokrojonych na kawałki lub w kostkę
- u mnie łosoś i dorsz
sok z 1 cytryny
mały pęczek pietruszki, posiekanej
mały pęczek koperku, posiekanego
dodatkowo: oliwa z oliwek, chleb razowy lub wiejski

Oliwę rozgrzej w rondlu, dodaj cebulę oraz seler i smaż przez 5 minut. Wrzuć czosnek i smaż kolejne 5 minut, mieszając od czasu do czasu. Następnie dodaj pomidory, ziemniaki, liście laurowe. Całość zalej bulionem, dopraw solą i pieprzem, po czym gotuj pod przykryciem przez 15 minut. Na końcu dodaj ryby i gotuj kolejne 15 minut, aż ziemniaki zmiękną. Wmieszaj posiekane zioła i sok z cytryny, dopraw solą i pieprzem. Przed podaniem polej odrobiną oliwy z oliwek. Serwuj z wiejskim lub razowym chlebem.

Smacznego!

Galaktoboureko

Aby odpocząć nieco od kuchni azjatyckiej w tym tygodniu będzie trochę po grecku. Zaczynam od ciasta, które wypatrzyłam na stronie Australian Gourmet Traveller. Z wyglądu przypomniało mi kremówkę, postanowiłam więc sprawdzić, co Grecy mają mi do zaoferowania w tym temacie :). Zmniejszyłam jednak drastycznie ilość cukru, tak charakterystyczną dla wypieków z tego rejonu świata. Takie więc lekko polskie Galaktoboureko Wam dziś proponuję.

GALAKTOBOUREKO
blacha 25x40cm

ciasto
1100ml mleka
440g (2 szklanki) cukru - użyłam połowy tej ilości, 220g
1 laska cynamonu
- pominęłam
1 laska wanilii
180g semoliny
250g + 20g masła
3 jajka, lekko ubite
14 arkuszy ciasta phyllo (filo)
syrop
skórka i sok z 1/2 cytryny
250g cukru
- u mnie 100g
200ml wody
- u mnie 100ml
dodatkowo: cukier puder, cynamon

ciasto
W rondelku umieść mleko, cukier, laskę cynamonu oraz laskę wanilii (przekrojoną, nasionka zeskrobane, łupinki też wrzucone do mleka), doprowadź do wrzenia na małym ogniu. Dodaj semolinę i pogotuj na małym ogniu 3-5 minut, aż masa zgęstnieje (powinna przypominać budyń, moja zgęstniała niemalże od razu, nie gotowałam więc dłużej). Zdejmij z ognia, wmieszaj 20g masła. Na wierzchu gotowej masy rozłóż folię spożywczą (tak by dotykała masy w każdym miejscu, w ten sposób nie utworzy się kożuch), odstaw do ostygnięcia. Gdy masa ostygnie wyciągnij cynamon i laskę wanilią, po czym wmieszaj do niej jajka (najłatwiej jest mikserem).

Piekarnik rozgrzej do 170 stopni.

Resztę masła rozpuść. Formę posmaruj roztopionym masłem. Na dnie rozłóż 7 warstw ciasta phyllo, każdy arkusz dotnij do wielkości dna i obficie posmaruj masłem. Na przygotowany spód wylej masę, rozłóż ją równomiernie. Na wierzch rozłóż pozostałe 7 warstw ciasta phyllo, ponownie docinając je do wielkości formy oraz smarując każdy arkusz dokładnie roztopionym masłem.

Piecz przez 40-45 minut, aż ciasto uzyska złotobrązowy kolor, a masa zetnie się całkowicie. Pod koniec pieczenia przygotuj syrop.

syrop
Wodę, cukier, skórkę i sok z cytryny umieść w rondelku o grubym dnie. Doprowadź do wrzenia i gotuj na średnim ogniu przez 3-5 minut, aż syrop zgęstnieje. Wyciągnij ciasto z piekarnika i od razu polej je jeszcze gorącym syropem.

Całość odstaw do ostygnięcia. Gdy ciasto uzyska temperaturę pokojową posyp je cukrem pudrem zmieszanym z cynamonem (ja posypałam cukrem z prawdziwą wanilią), pokrój na kawałki i podawaj. Galaktoboureko możemy trzymać w chłodnym miejscu (ale nie w lodówce) przez 2 dni.

Nie potrafię sobie wyobrazić smaku tego ciasta z oryginalną ilością cukru i syropu :). W mojej spolszczonej wersji galaktoboureko cukru ma w sam raz, jest słodkie, ale nie za słodkie. Przypomina trochę zapieczoną kremówkę (jeśli podjęlibyśmy ryzyko pieczenia polskiej kremówki :). Smaczne. Nieco inne. Bardzo greckie :).

Przy okazji przeczytałam też kilka innych przepisów na ten deser. Semolinę często zastępuje się w nich kaszką manną, ja jednak myślę, że lepszym rozwiązaniem jest użycie po prostu mąki pszennej, jeśli semoliny nie posiadacie. Moja semolina jest bardzo gruba, dlatego też wersja made by Iv jest nieco mniej kremowa niż inne, jakie możecie wyszperać w Internecie. Bardzo mi to ciasto smakuje. Do syropu można także dodać skórkę otartą z pomarańczy, co na pewno nada fajnego aromatu.

Smacznego!

Dzień Pizzy. Pizza bianca/Pizza rossa.

W środę 9 lutego obchodziliśmy Światowy Dzień Pizzy. Rok temu z tej okazji przygotowałam pizzę w stylu Chicago. W tym roku była to pizza w stylu rzymskim. Skorzystałam z przepisu Daniela Leadera (Local Breads). W środę nieco naiwnie zawierzyłam mu zupełnie i podzieliłam ciasto na 2 części. Piekłam na kamieniu. Niestety pizze tak mi wyrosły w piekarniku (ciasto było po prostu za grube już przed pieczeniem), że przypominały bardziej skrzyżowanie focacci z ciabattą :). Były jednak bardzo smaczne i zostały zjedzone. Dziś przedstawiam wam podejście drugie, gdzie ciasto podzielone zostało na 3 części, a upieczone (z lenistwa) na blasze. Efekt smakowy ten sam, a wizualnie o wiele lepszy :).

PIZZA BIANCA
2-3 sztuki

ciasto
425g wody
1 łyżeczka suszonych drożdży
- dałam 10g drożdży świeżych
500g mąki pszennej chlebowej
1 i 1/2 łyżeczki (10g) soli
wierzch
2-3 łyżki oliwy z oliwek
sól gruboziarnista

Drożdże rozpuść w wodzie. Do dzierży miksera typu Kitchen Aid wsyp mąkę i sól, dodaj wodę z drożdżami. Zagniataj za pomocą haka na prędkości 8 przez 15-17 minut. Przy tej prędkości mikser będzie "chodził" po blacie, należy go więc pilnować. Od czasu do czasu zatrzymaj maszynę, aby zeskrobać mąkę z boków miski. Pod koniec przełącz mikser na najwyższą prędkość (10) i zagniataj przez kolejne 2-3 minuty. Ciasto powinno być błyszczące, kremowe i bardzo elastyczne. /ja zagniatałam 10 minut na prędkości 6, 5 minut na prędkości 8 i 3 minuty na prędkości 10/

Wyrobione ciasto przełóż do dużej, natłuszczonej miski, przykryj folią lub ściereczką i odstaw do wyrośnięcia na 3,5 - 4 godziny. Ciasto powinno potroić swoją objętość (jeśli chcesz przyspieszyć ten proces dodaj nieco więcej drożdży przed wyrabianiem ciasta, 15g drożdży świeżych powinno skrócić ten czas o połowę).

Piekarnik rozgrzej do 250-260 stopni.

Wyrośnięte ciasto przełóż na omączony blat, po czym podziel na 2-3 części (w oryginale 2). Przykryj je folią lub ściereczką i pozostaw na 10 minut, aby ciasto odpoczęło.

Każdy kawałek ciasta połóż na papierze do pieczenia i za pomocą palców/dłoni nadaj im kształt długich prostokątów (lekko rozciągając). Przygotowane ciasto ponaciskaj ponownie palcami tak by powstały liczne dołeczki. Każdy kawałek posmaruj szczodrze oliwą z oliwek i posyp solą. Piecz na blasze lub kamieniu, aż pizza uzyska złoto-brązowy kolor.

Gotową pizze przełóż na kratkę, posmaruj ponownie oliwą z oliwek (pominęłam ten krok) i od razu podawaj.

PIZZA ROSSA
na podstawie przepisu powyżej

ciasto: według przepisu na pizza bianca
wierzch: oliwa + pomidory, pomidory z puszki, przecier pomidorowy + sól gruboziarnista

Przygotuj ciasto tak jak opisane powyżej ciasto na pizza bianca.

Pomidory pokrój usuwając gniazda nasienne, przetrzyj przez sito. Jeśli używasz pomidorów z puszki odsącz je z płynu, a następnie przetrzyj przez sito. Jeśli używasz przecieru pomidorowego (gęstego) rozcieńcz go nieco wodą (płynnych przecierów nie trzeba rozcieńczać).

Po przygotowania prostokątów z ciasta i posmarowaniu ich oliwą, jak opisane powyżej, nałóż na wierzch przetarte pomidory (cienką warstwę), posyp solą i piecz tak samo jak pizza bianca.

Ja podzieliłam dziś ciasto na 3 części i upiekłam dwie pizze (ich długość to szerokość blachy): bianca i rossa. Z ostatniego kawałka uformowałam ciabattę, której pozwoliłam wyrosnąć, gdy pizza się piekła, a następnie upiekłam w temperaturze 210 stopni.

Resztki tej pizzy można owinąć szczelnie folią spożywczą i zabrać do pracy następnego dnia.

Z uwagi na bardzo dużą hydrację nie podjęłabym się zagniatania tego ciasta ręcznie. Tym którzy nie mają robota kuchennego niestety nie umiem zaproponować alternatywy :(.

Smacznego!

Przemyślenia młodej matki. Tybetańskie momos.

Może to trochę mało matkopolkowo ;), ale z lekką niecierpliwością czekam, aż dziecko uśnie wieczorem :). Przez te 2-3 godziny (później niestety i ja padam) mam czas dla: 1) swojego mężczyzny, 2) siebie (tak, tak w tej kolejności :), 3) zaległych filmów i 4) lektury... czasem niestety też pracy i bieżącej administracji domem. Niestety czytanie spadło bardzo nisko, ponieważ nie daje się go połączyć z punktem 1). Czytam powoli i mozolnie, ale ciągle czytam, co i tak jest ogromnym sukcesem. Teraz np. nowego Dukaja, którego po prostu uwielbiam. Ostatnio wybieram wielu polskich autorów, wcześniej chyba nieco przeze mnie niedocenianych. Dukaj jest dla mnie pisarzem szczególnym, polską literaturę sci-fi i fantasy z reguły omijam, na bieżąco czytam właściwie tylko jego, każdą wydaną pozycję. Dwie książki mam nawet z autografem, choć nigdy nie bawiło mnie stanie w kolejce po podpis. Ale przemogłam się. Możecie być ze mnie dumni.

Co zabrzmi może jeszcze mnie matkopolkowo nie ucieszyłam się na wiadomość o córce. Strasznie chciałam mieć syna :). Z którym mogłabym czytać Tolkiena, oglądać Gwiezdne Wojny, chodzić po drzewach... Córka niesie pewne ryzyko koloru różowego i bajek o księżniczkach. Mam jednak nadzieję, że choć trochę osobowości odziedziczy też po mnie (tatuś to sci-fi nie lubi, oj nie lubi :). Nie zrozumcie mnie źle, jeśli polubi falbanki, Hello Kitty i kucyki też nauczę się z tym żyć. Zobaczymy. Póki co największe zainteresowanie wykazuje telefonem komórkowym, co dobrze wróży.

Dziś więc u mnie cytat z książki, którą obecnie czytam, czyli z Króla Bólu Dukaja. Dowód na to, że i z pozoru lekka literatura może dawać do myślenia.

Na przykład.
Obudziłem się. Chcę wstać.
Chcę wstać. Co to znaczy. Jest taki czas, że chcę wstać, a nie wstaję. Bo skoro wstaję, to nie "chcę"; ot, wstaję. Wstałem.
A tu nie.
Chcę.
Co to za granica? Co takiego oddziela "chcę" od "robię"?
Co za dziwny bufor intencji?
Nie ciało.
Nie niemoc fizyczna.
Nie niedowład woli. (Bo CHCĘ!)
Dlaczego zatem chcę, a nie wstaję?
(Chcę, a nie pracuję. Chcę, a nie idę. Chcę, a nie jem. Chcę, a nie mówię. Na przykład.)
Nawet jeśli tylko przez chwilę, przez sekundę, ułamek.
Jak nazwać ów ośrodek, który stawia mi opór?
Dla pływaka jest to woda. Dla dżdżownicy - ziemia. Dla jonu - pole elektromagnetyczne.
A dla woli - co?
Coś. Przeciwchcenie.
Nolensum.


A poza tym dziś u mnie pierożki tybetańskie, które niedawno zrobiłam. Niestety nie miałam akurat urządzenia do gotowania na parze, ani bambusowego koszyczka. Ugotowałam je więc za pomocą garnka do makaronu :). Co odjęło im nieco delikatności, mimo to były bardzo smaczne. Momos to pierożki dość często spotykane w Azji. W Tybecie nadziewa się je z reguły mięsem jaka (gdy akurat nie mamy pod ręką, lub skończyło się w pobliskim sklepie, to używamy wołowiny). W innych rejonach kontynentu możemy znaleźć i inne wersje.

MOMOS TYBETAŃSKIE
4 porcje/24 sztuki

ciasto
2 szklanki (280g) mąki pszennej
1/2 łyżeczki soli
1/2 łyżeczki sody oczyszczonej
1/2 szklanki (125ml) wody
- według mnie więcej, aż do uzyskania miękkiego ciasta
nadzienie
450g mielonej wołowiny lub wołowiny posiekanej w malakserze
6 dymek (tylko szczypior), posiekanych
3/4 szklanki posiekanych liści chińskiego selera lub kolendry - nie trudno zgadnąć co łatwiej u nas dostać :)
1 łyżeczka pasty chilli lub 2 suszone papryczki chilli, połamane
2 łyżeczki soli
1/2 łyżeczki pieprzu

ciasto
Zagnieć miękkie, gładkie ciasto pierogowe. Przykryj folią spożywczą i odstaw na 20-30 minut.

nadzienie
Mięso zmieszaj z dymką, kolendrą, chilli, solą i pieprzem. Nadzienie przełóż do miski, odstaw.

Ciasto podziel na 3 części, a następnie każdą z nich na 8 kawałków. Każdy z nich rozwałkuj w okrąg o średnicy 10cm. Na środku każdego placka połóż 1 łyżkę nadzienia. Pierożki złóż w kształt sakiewek, lekko przekręcając górną część. Momos umieść w urządzeniu do gotowania na parze lub w natłuczonym bambusowym koszyczku. Gotuj na parze przez 12-15 minut, aż mięso w środku ugotuje się.

Podawaj na ciepło lub zimno z sosem sojowo-octowym.

SOS SOJOWO-OCTOWY

4 łyżki sosu sojowego
2 łyżki ciemnego lub jasnego octu ryżowego
1 łyżka świeżego imbiru, obranego i pokrojonego w cienkie słupki

Wszystkie składniki sosu wymieszaj tuż przed podaniem. Podawaj do pierożków gotowanych na parze oraz do orientalnych zup z makaronem.

Oba przepisy pochodzą z książki Beyond the Great Wall Jeffrey'a Alforda i Naomi Duguid. Pierożki włączam do akcji Z widelcem po Azji.

Smacznego!

Pizza według Jamiego

Za nami wiele kolejnych podejść do pizzy. Od jakiegoś czasu staramy się przetestować chyba wszystkie możliwe przepisy na pizzę. Poza tymi, o których możecie już przeczytać u mnie na blogu, było wiele, wiele innych. Zachwycały mniej lub bardziej, niestety nie dały się sfotografować lub nie chciało mi się o nich pisać :). Dziś kolejny przepis na ciasto w wersji cienkiej. A. twierdzi, że jedno z lepszych jakie udało nam się stworzyć. Wersja kucharza, który nie dla wszystkich jest kucharzem, czyli Jamiego Olivera.

PIZZA - SPÓD CIENKI JAMIEGO
3 sztuki

500g mąki pszennej typ '00'/550/750 (lub 400g typ '00' + 100g semoliny)
1 i 1/2 łyżeczki soli
7g suszonych drożdży
- użyłam 20g drożdży świeżych
1 i 1/2 łyżeczki cukru trzcinowego
2 łyżki oliwy z oliwek
325ml wody

Mąkę przesiej z solą na blat lub do miski, na środku zrób wgłębienie. Drożdże wymieszaj z oliwą, cukrem i wodą, odstaw na chwilę. Płyn wlej do mąki, całość zagnieć, aż uzyskasz gładkie, elastyczne ciasto (może to zająć nawet 15 minut).

Ciasto umieść w natłuszczonym pojemniku i odstaw w ciepłe miejsce do wyrośnięcia na 1 godzinę (powinno podwoić swoją objętość).

Wyrośnięte ciasto przełóż na omączony blat i lekko odgazuj. Podziel na 3 części, uformuj kule, które następnie przykryj ściereczką i zostaw na 15-20 minut.

Każdą kulę rozwałkuj w okrągły placek o grubości 0,5cm. Dodaj ulubione dodatki, upiecz i gotowe :).

Przy okazji wyszperałam na stronie Jamiego przepis na
szybki sos pomidorowy autorstwa Gennaro Contaldo. To naprawdę ekspresowy sos idealny wręcz na spód do pizzy.

EKSPRESOWY SOS POMIDOROWY
200ml

1 łyżka oliwy z oliwek
2 ząbki czosnku, zmiażdżone
1 puszka (400g) pomidorów krojonych
garść liści bazylii, posiekanych - można użyć innych, ulubionych ziół
sól i pieprz do smaku

Olej rozgrzej w rondelku o grubym dnie, wrzuć czosnek, krótko podsmaż. Dodaj pomidory i bazylię, dopraw do smaku. Doprowadź do wrzenia, po czym zdejmij z ognia. Całość przetrzyj przez sitko. Powstały sos umieść ponownie w rondelku i gotuj przez 5 minut na średnim ogniu, aż otrzymasz zadowalającą konsystencję.

To idealny, prosty i szybki sposób na sos do pizzy. Sos ten można trzymać w lodówce do 7 dni lub zamrozić (np. w pojemnikach na lód).

Tym razem pizzę (za radą Marcina) piekłam na kamieniu w 250 stopniach (termoobieg + grzałka górna). Wyszło bardzo ładnie i szybko.

Smacznego!

PS. Ponieważ wielkimi krokami zbliża się International Pizza Day (środa, 9 luty), tym którzy nie boją się odstępstw od klasyki (czyli mąka, sól, woda, oliwa) polecam bardzo gorąco przepis na ciasto Reinharta z dodatkiem maślanki (lekkie pizza-bluźnierstwo :) - póki co to nasze ciasto ulubione, inne, naprawdę świetne.

Sernik Banoffee

Zmagam się z nadmiarem Golden Syrup, który kiedyś kupiłam, odłożyłam, po czym stwierdziłam, że niedługo straci ważność. Dziś sernik dla A., który specjalnie na tą okazję zakupił banany. Ja tym bananom pozwoliłam nieco dojrzeć i przejrzeć :). Przepis Nigelli z jej ostatniej książki Kitchen. Dodałam mniej soku cytrynowego niż w oryginale i myślę, że to dobry krok. Sernik jest mocno bananowy z lekko kwaśną nutą. Zbyt dużo soku przytłumiłoby tu smak bananów. Dla A. to bardziej ciasto-mus bananowy niż sernik - to pierwszy sernik jaki piekłam w kąpieli wodnej (zwykle tego nie robię z lenistwa), co dodało ciastu nieco delikatności. Polecam!

SERNIK BANOFFEE
tortownica 23cm

spód
250g ciasteczek Digestive
75g roztopionego masła
masa serowa
4 przejrzałe banany
60ml soku z cytryny
- u mnie 30ml
700g serka śmietankowego lub zmielonego twarogu
6 jajek
- u mnie 5 dużych (rozmiar L)
150g lekkiego cukru trzcinowego
polewa toffi
50g miękkiego masła
60ml golden syrup
35g lekkiego cukru trzcinowego

Piekarnik rozgrzej do 170 stopni. Tortownicę owiń (spód i ścianki zewnętrzne) szczelnie folią aluminiową. Wnętrze tortownicy posmaruj masłem. Zagotuj wodę w czajniku.

spód
Ciasteczka zmiel w malakserze, dodaj roztopione masło, wymieszaj. Masą wyłóż dno tortownicy. Całość wstaw do lodówki lub podpiecz przez 15 minut (Nigella o tym nie pisze, ale ja spód zawsze najpierw podpiekam).

masa serowa
Banany rozgnieć dokładnie widelcem, wymieszaj z sokiem z cytryny, odstaw.
Ser utrzyj z cukrem na gładką masę. Następnie kolejno dodawaj jajka, a na końcu wrzuć banany z sokiem z cytryny. Całość dokładnie utrzyj do uzyskania gładkiej, kremowej konsystencji. Masę serową wylej na przygotowany spód.

Tortownicę przełóż do głębokiej brytfanki. Wlej wrzącą wodę (folia aluminiowa powinna chronić sernik przed przedostaniem się wody do środka tortownicy), tak by sięgała połowy boków formy. Piecz w kąpieli wodnej przez 1 godzinę i 10 minut. Po upieczeniu wyciągnij sernik z kąpieli wodnej, zdejmij folię i pozostaw do ostudzenia na kratce.

polewa toffi
Masło, golden syrup oraz cukier umieść w rondelku o grubym dnie. Doprowadź do wrzenia ciągle mieszając (cukier powinien się całkowicie rozpuścić). Pozwól płynowi 'bąbelkować' przez 1-2 minuty. Ściągnij z ognia, odstaw.

Ostudzony sernik polej toffi (jeśli płyn zbytnio zastygł lekko go podgrzej), po czym przełóż do lodówki na kilka godzin. Sernik wyciągnij z formy dopiero przed podaniem.

Smacznego!
Blog Widget by LinkWithin