Co zabrzmi może jeszcze mnie matkopolkowo nie ucieszyłam się na wiadomość o córce. Strasznie chciałam mieć syna :). Z którym mogłabym czytać Tolkiena, oglądać Gwiezdne Wojny, chodzić po drzewach... Córka niesie pewne ryzyko koloru różowego i bajek o księżniczkach. Mam jednak nadzieję, że choć trochę osobowości odziedziczy też po mnie (tatuś to sci-fi nie lubi, oj nie lubi :). Nie zrozumcie mnie źle, jeśli polubi falbanki, Hello Kitty i kucyki też nauczę się z tym żyć. Zobaczymy. Póki co największe zainteresowanie wykazuje telefonem komórkowym, co dobrze wróży.
Dziś więc u mnie cytat z książki, którą obecnie czytam, czyli z Króla Bólu Dukaja. Dowód na to, że i z pozoru lekka literatura może dawać do myślenia.
Na przykład.
Obudziłem się. Chcę wstać.
Chcę wstać. Co to znaczy. Jest taki czas, że chcę wstać, a nie wstaję. Bo skoro wstaję, to nie "chcę"; ot, wstaję. Wstałem.
A tu nie.
Chcę.
Co to za granica? Co takiego oddziela "chcę" od "robię"?
Co za dziwny bufor intencji?
Nie ciało.
Nie niemoc fizyczna.
Nie niedowład woli. (Bo CHCĘ!)
(Chcę, a nie pracuję. Chcę, a nie idę. Chcę, a nie jem. Chcę, a nie mówię. Na przykład.)
Nawet jeśli tylko przez chwilę, przez sekundę, ułamek.
Dla pływaka jest to woda. Dla dżdżownicy - ziemia. Dla jonu - pole elektromagnetyczne.
A dla woli - co?
Coś. Przeciwchcenie.
Nolensum.
A poza tym dziś u mnie pierożki tybetańskie, które niedawno zrobiłam. Niestety nie miałam akurat urządzenia do gotowania na parze, ani bambusowego koszyczka. Ugotowałam je więc za pomocą garnka do makaronu :). Co odjęło im nieco delikatności, mimo to były bardzo smaczne. Momos to pierożki dość często spotykane w Azji. W Tybecie nadziewa się je z reguły mięsem jaka (gdy akurat nie mamy pod ręką, lub skończyło się w pobliskim sklepie, to używamy wołowiny). W innych rejonach kontynentu możemy znaleźć i inne wersje.
MOMOS TYBETAŃSKIE
4 porcje/24 sztuki
ciasto
2 szklanki (280g) mąki pszennej
1/2 łyżeczki soli
1/2 łyżeczki sody oczyszczonej
1/2 szklanki (125ml) wody - według mnie więcej, aż do uzyskania miękkiego ciasta
nadzienie
450g mielonej wołowiny lub wołowiny posiekanej w malakserze
6 dymek (tylko szczypior), posiekanych
3/4 szklanki posiekanych liści chińskiego selera lub kolendry - nie trudno zgadnąć co łatwiej u nas dostać :)
1 łyżeczka pasty chilli lub 2 suszone papryczki chilli, połamane
2 łyżeczki soli
1/2 łyżeczki pieprzu
ciasto
Zagnieć miękkie, gładkie ciasto pierogowe. Przykryj folią spożywczą i odstaw na 20-30 minut.
nadzienie
Mięso zmieszaj z dymką, kolendrą, chilli, solą i pieprzem. Nadzienie przełóż do miski, odstaw.
Ciasto podziel na 3 części, a następnie każdą z nich na 8 kawałków. Każdy z nich rozwałkuj w okrąg o średnicy 10cm. Na środku każdego placka połóż 1 łyżkę nadzienia. Pierożki złóż w kształt sakiewek, lekko przekręcając górną część. Momos umieść w urządzeniu do gotowania na parze lub w natłuczonym bambusowym koszyczku. Gotuj na parze przez 12-15 minut, aż mięso w środku ugotuje się.
Podawaj na ciepło lub zimno z sosem sojowo-octowym.
SOS SOJOWO-OCTOWY
4 łyżki sosu sojowego
2 łyżki ciemnego lub jasnego octu ryżowego
1 łyżka świeżego imbiru, obranego i pokrojonego w cienkie słupki
Wszystkie składniki sosu wymieszaj tuż przed podaniem. Podawaj do pierożków gotowanych na parze oraz do orientalnych zup z makaronem.
Oba przepisy pochodzą z książki Beyond the Great Wall Jeffrey'a Alforda i Naomi Duguid. Pierożki włączam do akcji Z widelcem po Azji.
Smacznego!
6 komentarze:
Ejze, co tak stereotypowo? Przeciez corka moze przedkladac Tolkiena nad bajki o ksiezniczkach, a chodzenie po drzewach nad zabawe lalkami. Wiem, bo sama bylam taka corka :)
A Dukaja jakos zdzierzyc nie moge. No nie trawie i juz. Za to Kolodziejczak - jak najbardziej. Czekam na "Schwytanego w swiatla", dotrze do mnie wkrotce.
Pierozki piekne, nazwa bardzo dzwieczna. Zjadlabym, oj, zjadla.
To musi smakować wspaniale. A paczuszki jakie zgrabne!
Niekoniecznie musi lubic Twoja córka Hello Kitty i kolor różowy. Znam pełno kobiet, które tak jak ja chodziły po drzewach i łowiły kijanki w dzieciństwie. A koloru różowego nigdy nie lubiłam i przeniosłam te niechęć - jak na razie skutecznie - na moją córkę:) Pierożki momo bardzo lubię, ale nigdy nie robiłam ich w domu. Gdy jestem w Krakowie, zaglądam do wegetariańskiego baru MOMO przy ul Dietla i czasem zamawiam - od lat takie same.
Matkopolko - oj uśmiechałam się czytając Twój wpis. Ja też wieczorami czekam na czas dla siebie. A odnośnie zainteresowań to mój syn najbardziej na świecie lubi grającego żółtego kwiatka, więc po zainteresowaniach Twojej córki myślę, że macie większe szanse na Tolkiena:).
Pozdrawiam serdecznie, a pierożki zrobię jak przyjedzie teściowa :), a co!:)
hehe;D
Odważna jesteś:) Swoimi słowami o nieznoszeniu różu sprawiłaś ,że się uśmiałam, bo ja też tego różu wszechobecnego na małych dziewczynkach nie lubię;) Oj,sam kolor nie jest zły, nie lubię tylko przesady:)
A myslę tak sobie,że z Córeczką tez można grac w piłę,chodzić po drzewach i czytać Tolkiena.
Pozdrawiam ciepło,a pierożkami się częstuję:))
Bez obaw, córka raczej pójdzie w mamy ślady - w końcu niedaleko pada jabłko od jabłoni :) A na momosy nie trzeba mnie długo namawiać :)
Prześlij komentarz