Przemyślenia młodej matki. Tybetańskie momos.

Może to trochę mało matkopolkowo ;), ale z lekką niecierpliwością czekam, aż dziecko uśnie wieczorem :). Przez te 2-3 godziny (później niestety i ja padam) mam czas dla: 1) swojego mężczyzny, 2) siebie (tak, tak w tej kolejności :), 3) zaległych filmów i 4) lektury... czasem niestety też pracy i bieżącej administracji domem. Niestety czytanie spadło bardzo nisko, ponieważ nie daje się go połączyć z punktem 1). Czytam powoli i mozolnie, ale ciągle czytam, co i tak jest ogromnym sukcesem. Teraz np. nowego Dukaja, którego po prostu uwielbiam. Ostatnio wybieram wielu polskich autorów, wcześniej chyba nieco przeze mnie niedocenianych. Dukaj jest dla mnie pisarzem szczególnym, polską literaturę sci-fi i fantasy z reguły omijam, na bieżąco czytam właściwie tylko jego, każdą wydaną pozycję. Dwie książki mam nawet z autografem, choć nigdy nie bawiło mnie stanie w kolejce po podpis. Ale przemogłam się. Możecie być ze mnie dumni.

Co zabrzmi może jeszcze mnie matkopolkowo nie ucieszyłam się na wiadomość o córce. Strasznie chciałam mieć syna :). Z którym mogłabym czytać Tolkiena, oglądać Gwiezdne Wojny, chodzić po drzewach... Córka niesie pewne ryzyko koloru różowego i bajek o księżniczkach. Mam jednak nadzieję, że choć trochę osobowości odziedziczy też po mnie (tatuś to sci-fi nie lubi, oj nie lubi :). Nie zrozumcie mnie źle, jeśli polubi falbanki, Hello Kitty i kucyki też nauczę się z tym żyć. Zobaczymy. Póki co największe zainteresowanie wykazuje telefonem komórkowym, co dobrze wróży.

Dziś więc u mnie cytat z książki, którą obecnie czytam, czyli z Króla Bólu Dukaja. Dowód na to, że i z pozoru lekka literatura może dawać do myślenia.

Na przykład.
Obudziłem się. Chcę wstać.
Chcę wstać. Co to znaczy. Jest taki czas, że chcę wstać, a nie wstaję. Bo skoro wstaję, to nie "chcę"; ot, wstaję. Wstałem.
A tu nie.
Chcę.
Co to za granica? Co takiego oddziela "chcę" od "robię"?
Co za dziwny bufor intencji?
Nie ciało.
Nie niemoc fizyczna.
Nie niedowład woli. (Bo CHCĘ!)
Dlaczego zatem chcę, a nie wstaję?
(Chcę, a nie pracuję. Chcę, a nie idę. Chcę, a nie jem. Chcę, a nie mówię. Na przykład.)
Nawet jeśli tylko przez chwilę, przez sekundę, ułamek.
Jak nazwać ów ośrodek, który stawia mi opór?
Dla pływaka jest to woda. Dla dżdżownicy - ziemia. Dla jonu - pole elektromagnetyczne.
A dla woli - co?
Coś. Przeciwchcenie.
Nolensum.


A poza tym dziś u mnie pierożki tybetańskie, które niedawno zrobiłam. Niestety nie miałam akurat urządzenia do gotowania na parze, ani bambusowego koszyczka. Ugotowałam je więc za pomocą garnka do makaronu :). Co odjęło im nieco delikatności, mimo to były bardzo smaczne. Momos to pierożki dość często spotykane w Azji. W Tybecie nadziewa się je z reguły mięsem jaka (gdy akurat nie mamy pod ręką, lub skończyło się w pobliskim sklepie, to używamy wołowiny). W innych rejonach kontynentu możemy znaleźć i inne wersje.

MOMOS TYBETAŃSKIE
4 porcje/24 sztuki

ciasto
2 szklanki (280g) mąki pszennej
1/2 łyżeczki soli
1/2 łyżeczki sody oczyszczonej
1/2 szklanki (125ml) wody
- według mnie więcej, aż do uzyskania miękkiego ciasta
nadzienie
450g mielonej wołowiny lub wołowiny posiekanej w malakserze
6 dymek (tylko szczypior), posiekanych
3/4 szklanki posiekanych liści chińskiego selera lub kolendry - nie trudno zgadnąć co łatwiej u nas dostać :)
1 łyżeczka pasty chilli lub 2 suszone papryczki chilli, połamane
2 łyżeczki soli
1/2 łyżeczki pieprzu

ciasto
Zagnieć miękkie, gładkie ciasto pierogowe. Przykryj folią spożywczą i odstaw na 20-30 minut.

nadzienie
Mięso zmieszaj z dymką, kolendrą, chilli, solą i pieprzem. Nadzienie przełóż do miski, odstaw.

Ciasto podziel na 3 części, a następnie każdą z nich na 8 kawałków. Każdy z nich rozwałkuj w okrąg o średnicy 10cm. Na środku każdego placka połóż 1 łyżkę nadzienia. Pierożki złóż w kształt sakiewek, lekko przekręcając górną część. Momos umieść w urządzeniu do gotowania na parze lub w natłuczonym bambusowym koszyczku. Gotuj na parze przez 12-15 minut, aż mięso w środku ugotuje się.

Podawaj na ciepło lub zimno z sosem sojowo-octowym.

SOS SOJOWO-OCTOWY

4 łyżki sosu sojowego
2 łyżki ciemnego lub jasnego octu ryżowego
1 łyżka świeżego imbiru, obranego i pokrojonego w cienkie słupki

Wszystkie składniki sosu wymieszaj tuż przed podaniem. Podawaj do pierożków gotowanych na parze oraz do orientalnych zup z makaronem.

Oba przepisy pochodzą z książki Beyond the Great Wall Jeffrey'a Alforda i Naomi Duguid. Pierożki włączam do akcji Z widelcem po Azji.

Smacznego!

6 komentarze:

Maggie pisze...

Ejze, co tak stereotypowo? Przeciez corka moze przedkladac Tolkiena nad bajki o ksiezniczkach, a chodzenie po drzewach nad zabawe lalkami. Wiem, bo sama bylam taka corka :)
A Dukaja jakos zdzierzyc nie moge. No nie trawie i juz. Za to Kolodziejczak - jak najbardziej. Czekam na "Schwytanego w swiatla", dotrze do mnie wkrotce.
Pierozki piekne, nazwa bardzo dzwieczna. Zjadlabym, oj, zjadla.

Kubełek Smakowy pisze...

To musi smakować wspaniale. A paczuszki jakie zgrabne!

Magdalena pisze...

Niekoniecznie musi lubic Twoja córka Hello Kitty i kolor różowy. Znam pełno kobiet, które tak jak ja chodziły po drzewach i łowiły kijanki w dzieciństwie. A koloru różowego nigdy nie lubiłam i przeniosłam te niechęć - jak na razie skutecznie - na moją córkę:) Pierożki momo bardzo lubię, ale nigdy nie robiłam ich w domu. Gdy jestem w Krakowie, zaglądam do wegetariańskiego baru MOMO przy ul Dietla i czasem zamawiam - od lat takie same.

Paulina J. pisze...

Matkopolko - oj uśmiechałam się czytając Twój wpis. Ja też wieczorami czekam na czas dla siebie. A odnośnie zainteresowań to mój syn najbardziej na świecie lubi grającego żółtego kwiatka, więc po zainteresowaniach Twojej córki myślę, że macie większe szanse na Tolkiena:).
Pozdrawiam serdecznie, a pierożki zrobię jak przyjedzie teściowa :), a co!:)

Majana pisze...

hehe;D
Odważna jesteś:) Swoimi słowami o nieznoszeniu różu sprawiłaś ,że się uśmiałam, bo ja też tego różu wszechobecnego na małych dziewczynkach nie lubię;) Oj,sam kolor nie jest zły, nie lubię tylko przesady:)
A myslę tak sobie,że z Córeczką tez można grac w piłę,chodzić po drzewach i czytać Tolkiena.

Pozdrawiam ciepło,a pierożkami się częstuję:))

Tilianara pisze...

Bez obaw, córka raczej pójdzie w mamy ślady - w końcu niedaleko pada jabłko od jabłoni :) A na momosy nie trzeba mnie długo namawiać :)

Blog Widget by LinkWithin