Chleb wiejski

W Święta po raz kolejny upiekłam chleb wiejski z kolekcji Pracowni Wypieków (chleb rustykalny). Liska ma racje - to idealny chleb codzienny. Bardzo dobry. I bardzo, bardzo prosty. Na zdjęciu chleb z połowy składników podanych w przepisie (ilość drożdży bez zmian) z mąki typ 650.


CHLEB WIEJSKI
2 bochenki


zaczyn
3,5 szklanki mąki pszennej chlebowej
1 szklanka wody
1 łyżeczka soli
1/8 łyżeczki suszonych drożdży

ciasto
3,5 szklanki mąki pszennej chlebowej
1,5 szklanki wody - dodałam 1/2 szklanki więcej
1 łyżeczka soli
1/2 łyżeczki suszonych drożdży

Składniki zaczynu wymieszaj w misce, aż powstanie gładka masa (według mnie najłatwiej zagnieść zaczyn rękoma). Spryskaj olejem i przykryj ściereczką. Zostaw w temperaturze pokojowej na 12-16 godzin.

Następnie dodaj pozostałe składniki i dokładnie wszystko wyrób. Przykryj i pozostaw do wyrośnięcia na 2-3 godziny.

Przełóż do formy (lub kosza) lub dwóch mniejszych i pozostawić na kolejne 1-2 godziny.

Piekarnik nagrzej do temperatury 250 stopni. Chleb piecz z parą przez 15 minut, po czym zmniejsz temperaturę do 220 stopni i dopiekaj przez 25-30 minut (jeśli bochenek zbyt szybko się rumieni, przykryj go luźno folią aluminiową).

Po upieczeniu odstaw na kratkę do całkowitego wystudzenia.

Smacznego!

I po Świętach. A moja córka kończy dziś...

... półtorej roku. 18 miesięcy to czas jakby magiczny, gdy z dzieckiem powoli zaczynamy komunikować się w nieco bardziej dorosły sposób. To już naprawdę taki mały człowiek :).





Pozdrawiam i życzę Wesołego Nowego Roku!

Sernik klonowy z orzechami

Dzisiejszy sernik jest nieco inny od klonowo-pekanowego (swoją drogą jednego z moich ulubionych), który piekę bardzo często. Przede wszystkim w masie nie ma cukru, tylko sam syrop klonowy. Nie będę ukrywać, jest to więc wypiek drogi, ale może dlatego warto go piec na święta, a nie każdego dnia. Wzorowałam się na przepisie z bloga World Cooking Fun, zmieniłam jednak spód i kilka innych rzeczy. Ponieważ do wszystkich moich serników używam serka śmietankowego z Wielunia, masa wyszła dość rzadka, ale nie zaszkodziło to spodowi. Jeśli jednak macie obawy, osobno utrzyjcie żółtka, a osobno białka - w ten sposób masa będzie gęstsza, a sam sernik bardziej puszysty.

Polewę, którą widzicie na zdjęciu (z oszczędności przedświątecznych) zrobiłam z połowy ilości. Na święta jednak zrobię ją z podanych poniżej proporcji.

Do masy możecie dodać również likier orzechowy w dowolnej ilości. Ja niestety nie miałam.

SERNIK KLONOWY Z ORZECHAMI
tortownica 23cm

spód
3/4 szklanki (85g) błyskawicznych płatków owsianych
3/4 szklanki (80g) posiekanych orzechów włoskich
3/4 szklanki (150g) brązowego cukru
60g roztopionego masła
masa serowa
900g 3-krotnie zmielonego twarogu, sera z wiaderka lub serka śmietankowego
1 szklanka syropu klonowego
4 duże jajka
3 łyżki mąki pszennej
1/2 szklanki śmietany 18%
polewa (można zrobić z połowy podanej ilości)
1/2 szklanki syropu klonowego
4 łyżki (60ml) śmietanki 30%
1 łyżka masła
ok. 50g orzechów

spód
Piekarnik rozgrzej do 180 stopni.

W misce dokładnie wymieszaj płatki owsiane, posiekane orzechy oraz brązowy cukier. Dodaj roztopione masło i dobrze połącz wszystkie składniki. Wysyp na spód tortownicy i dociśnij do dna (dnem szklanki lub dłonią). Piecz przez 15-18 minut, aż się zarumieni na złoty kolor. Następnie wyciągnij z piekarnika i odstaw na chwilę.

masa serowa
Ser dokładnie utrzyj mikserem, następnie ciągle ucierając stopniowo dodawaj syrop klonowy, a potem mąkę. Jajka ubij i po trochu wlewaj do masy. Na końcu wmieszaj śmietanę. Upewnij się, że w masie serowej nie ma żadnych grudek. Wylej masę serową (może być dość płynna w zależności od tego jakiego sera używasz, przy serku śmietankowym można dodać mniej śmietany). Włóż do nagrzanego piekarnika, zmniejsz temperaturę do 160 stopni i piecz przez godzinę. Następnie wyłącz piekarnik, minimalnie uchyl drzwiczki i pozostaw sernik w środku do całkowitego ostygnięcia.

polewa
Syrop klonowy, śmietankę oraz masło umieść w rondelku, doprowadź do wrzenia, dokładnie wymieszaj i gotuj na małym ogniu przez 5 minut. Zdejmij z kuchenki, wrzuć orzechy (taką ilość by dobrze pokryły się sosem), odstaw do ostygnięcia. Gdy polewa ostygnie polej nią gotowy sernik, po czym przełóż go do lodówki na minimum kilka godzin.

Smacznego!

Piernik na Guinessie Nigelli

Lubię pierniki, pierniczki i tym podobne wypieki. Jednak ciasta długo leżakujące nie są dla mnie. Po prostu zawsze w ostatniej chwili przypominam sobie, że może warto byłoby upiec piernik. Ciasto z przepisu Nigelli to chyba najlepszy piernik jaki upiekłam z serii tych szybkich i nie wymagających większego zachodu. To łatwe ciasto. Na pewno uda się nawet tym najbardziej początkującym. U mnie na święta będzie na pewno, ale chyba zrobię go w keksówce. Dużo o tym wypieku mówi fakt, że A., który nie lubi pierników (właściwie nie wiem nawet jak to się stało, że wogóle spróbował) zapytał: ale upieczesz go na święta, prawda?

PIERNIK NA GUINESSIE
forma kwadratowa 20-23cm

150 g masła
300 g golden syrup
- u mnie 150g golden syrup + 150g miodu spadziowego
200 g cukru trzcinowego muscovado
- użyłam 100g
250 ml piwa Guinness

2 łyżeczki mielonego imbiru

2 łyżeczki mielonego cynamonu

1/4 łyżeczki mielonych goździków

1/4 łyżeczki mielonego białego pieprzu

300 g mąki pszennej

2 łyżki kakao

2 łyżeczki sody oczyszczonej

300ml śmietany 18%

2 jajka

polewa:
100g gorzkiej czekolady, 60ml niesłodzonego mleczka skondensowanego

Piekarnik rozgrzej do 170 stopni.

Kwadratową formę wyłóż folią aluminiową i wysmaruj masłem lub posmaruj masłem i wyłóż papierem do pieczenia.

Masło, cukier, imbir, cynamon i mielone goździki umieść w rondelku, dodaj golden syrop (lub miód) oraz piwo. Gotuj na małym ogniu, cały czas mieszając, aż masło się roztopi, a cukier rozpuści się. Zdejmij rondel z ognia, odstaw na chwile, po czym stopniowo dodawaj mąkę wymieszaną z sodą (oraz z kakao, jeśli używasz). Śmietanę dokładnie wymieszaj z jajkami, dodaj do masy. Całość dokładnie utrzyj. Ciasto przelej do przygotowanej formy i piecz przez 45 minut. Po wyjęciu z piekarnika odstaw na kratkę do całkowitego ostudzenia.

Gotowy piernik można przekroić wzdłuż na pół i przełożyć powidłami lub inną konfiturą. Ja dodatkowo przygotowałam polewę z gorzkiej czekolady i mleczka skondensowanego (oba produkty roztopiłam w małym rondelku, wymieszałam, a gdy polewa lekko ostygła posmarowałam nią ciasto).

Do ciasta, jak widzicie dodałam jeszcze 2 łyżki kakao, aby piernik był nieco ciemniejszy. Oraz szczyptę białego pieprzu. Golden Syrup zastąpiłam w połowie miodem, ale myślę, że spokojnie możecie użyć miodu w całości. A jeśli nie macie muscovado użyjcie po prostu zwykłego brązowego cukru, też będzie bardzo dobrze.

Według Nigelli to ciasto, jeśli zapakowane w folię aluminiową, a następnie spożywczą, pozostaje świeże do 2 tygodni. Nie wiem czy naprawdę tak długo, ponieważ moje tylu dni nie doczekało, ale przez kilka dni na pewno pozostało wilgotne i bardzo dobre.

Smacznego!

Figowa babka z amaretto i orzechami

Tak jak mówiłam piekę po nocach. Zdjęcia robię w biegu, ponieważ gdy wychodzę rano z domu jest jeszcze szarówka, a gdy wracam jest już ciemno. Dziś u mnie ciasto, które początkowo nie przekonało mnie, ale na drugi i trzeci dzień było już naprawdę wspaniałe. Na pewno je powtórzę w okresie świąteczno-noworocznym (bliżej noworocznego :). Przepis z ostatniego, zimowego wydania Sweet Paul Magazine. To ciasto mocno zimowe, bardzo wilgotne i długo świeże.

FIGOWA BABKA Z AMARETTO I ORZECHAMI

450g suszonych fig

1/2 szklanki amaretto

1 łyżeczka ekstraktu waniliowego
200-250g brązowego cukru
- Paul sugeruje 350g, ale nie bez powodu nazywa się Sweet :)
1 szklanka oleju - używam tańszej oliwy z oliwek, nie z pierwszego tłoczenia
3 duże jajka

420g mąki pszennej

2 łyżeczki proszku do pieczenia

1/2 łyżeczki soli

1/2 łyżeczki cynamonu

1/2 łyżeczki imbiru

100g uprażonych orzechów włoskich, lekko posiekanych
- podprażyłam na suchej, mocno rozgrzanej patelni, ale można też w piekarniku
dodatkowo:
cukier puder lub lukier

Z fig odetnij zbutwiałe ogonki, po czym umieść je w rondelku, dolej 2 szklanki wody i gotuj na małym ogniu pod przykryciem, aż owoce zmiękną (około 15-20 minut). Napęczniałe figi odsącz i odstaw do ostygnięcia. Następnie figi, amaretto i ekstrakt z wanilii umieść w blenderze i dokładnie zmiksuj.

Piekarnik rozgrzej do 175 stopni. Formę do babki natłuść i obsyp mąką.

Cukier utrzyj z olejem i jajkami. Dodaj pure figowe, dokładnie wymieszaj. Wmieszaj mąkę, proszek do pieczenia oraz przyprawy. Całość dokładnie zmiksuj na jednolitą masę bez grudek. Na końcu delikatnie wmieszaj orzechy.

Ciasto przełóż do przygotowanej formy. Piecz przez 1 godzinę. Po upieczeniu odstaw na kratkę, a dopiero po ostudzeniu wyciągnij z formy, posyp cukrem pudrem lub polej lukrem.

Smacznego!

Śliwki w czekoladzie. Sernik.

Serię pod tytułem "Próbne Wypieki Świąteczne" czas zacząć. Sernik oczywiście jest kluczowy. Makowiec będzie z zeszłego roku. Może jeszcze jakaś babka, czy piernik? Sama nie wiem, co bym wolała. Jeśli makowiec jest drożdżowy to może jednak piernik? Ale musi być szybki, ciasto leżakujące odpada. Zobaczymy. Na co tylko starczy czasu i energii.

Zaczynam więc od sernika na spodzie z dodatkiem śliwek w czekoladzie z przepisu Liski. Wielu z Was już go piekło więc wiecie o czym mówię :).

SERNIK WANILIOWY Z DODATKIEM ŚLIWEK W CZEKOLADZIE
tortownica 23cm


spód
200g cukierków śliwka w czekoladzie

100g masła

100g brązowego cukru
100g mąki plus 1/2 łyżeczki proszku do pieczenia

1 jajko

masa serowa

200g serka waniliowego

600g trzykrotnie mielonego twarogu (może być również z wiaderka)

150g drobnego cukru

4 jajka

polewa

100g białej czekolady

2,5 łyżki niesłodzonego mleka skondensowanego

dodatkowo:
około 100g posiekanych śliwek w czekoladzie

spód
Cukierki, masło i cukier włóż do garnuszka i podgrzewaj na małym ogniu, aż czekolada i masło się rozpuszczą. Zdejmij z ognia, odstaw na 10-15 minut, następnie zmiksuj. Dodaj mąkę i jajko, dokładnie wymieszaj.

Piekarnik rozgrzej do 190 stopni. Tortownicę wyłóż papierem do pieczenia, posmarować masłem, wysypać tartą bułką (lub mąką). Przełóż do niej ciasto, wyrównaj wierzch, wstaw do piekarnika i piecz 15 minut.

masa serowa
Twaróg dokładnie utrzyj z cukrem, następnie wmieszaj serek waniliowy, po czym pojedynczo wbij jajka. Wyjmij z piekarnika tortownicę ze spodem, wlej masę serową, wstaw ponownie do pieca. Zmniejsz temperaturę do 160 stopni i piecz 50 minut. Wyłącz piekarnik, lekko uchyl drzwiczki i ostudź sernik w środku.

polewa
Gdy sernik całkowicie ostygnie, czekoladę i mleczko skondensowane umieść w szklanej misce ustawionej na garnku z gotującą się wodą. Mieszaj do czasu, aż czekolada się rozpuści. Polej wierzch sernika. Cukierkami obsyp brzeg ciasta i odstaw do czasu, aż polewa czekoladowa stężeje (najlepiej do lodówki).

I choć wszystkim ten sernik bardzo smakował (pozdrawiam w tym miejscu Magdalenę, która za sprawą A. dołączyła do mojej małej Facebookowej społeczności :) to raczej nie zrobię go na święta. Myślę bardziej o czymś klonowo-orzechowym. Albo po prostu zeszłorocznym serniku krakowskim. Ten dzisiejszy, ze śliwkami, jeśli miałabym upiec w wersji świątecznej to na pewno dodałabym do spodu co najmniej 1/2 łyżeczki mielonego cynamonu. Co i Wam polecam.

Coraz bliżej święta, coraz bliżej święta... coraz większe korki... ;). W tym roku święta u nas. W nowym domu. Ale kameralnie, nasza mała rodzina oraz rodzice. Nie wiem jak Wy, ale ja zaczynam się już stresować. Wypieki próbne mam zaplanowane na przyszłe dwa tygodnie. Będę to chyba robiła po nocach... No i trzeba kupić choinkę. I bombki, nietłukące. I wiele, wiele innych rzecz, chociażby obrus by się przydał. A jak obrus to i serwetki. A jak serwetki to... W sklepach tłumy, pocieszające jest więc to, że nie tylko ja dałam się zapędzić w ten świąteczny szał.

Smacznego!

Cytrynowa zupa z soczewicy

Listopad tego roku był dla mnie miesiącem zup. Jedną z lepszych jakie ostatnio zrobiłam była cytrynowa zupa z soczewicy. Właściwie ze wszystkimi dodatkami to raczej pełne danie obiadowe. U mnie z kaszą jęczmienną, jako że kasza jest kolejnym składnikiem, na który wiecznie mam ostatnio ochotę. To fajna zupa, orzeźwiająca. I chociaż, jak na chłody przystało, jest mocno sycąca to dzięki cytrynie znajdziecie w niej także coś letniego.

Przepis z książki Deborah Madison Vegetarian Cooking for Everyone wyszperany u Heidi. Szanowny Mikołaju chętnie bym jeszcze coś z tej pozycji przygotowała!

CYTRYNOWA ZUPA Z SOCZEWICY
4 porcje

200g czerwonej soczewicy, przebranej i opłukanej
1 i 1/2 łyżeczki kurkumy
2 łyżki (28g) masła
sól morska
1/2 dużej cebuli, posiekanej
1 łyżeczka mielonego kuminu
3/4 łyżeczki białej gorczycy
1/2 szklanki posiekanej kolendry
sok z 1 - 1,5 cytryny (do smaku)
dodatkowo: 1 opakowanie młodych liści szpinaku, ryż lub kasza, jogurt grecki

Soczewicę umieść w garnku z 800ml wody, dodaj kurkumę, 1/2 łyżki masła i 1 łyżeczkę soli. Doprowadź do wrzenia, po czym gotuj pod przykryciem na małym ogniu, aż soczewica zmięknie i zacznie się rozpadać (około 20 minut). Zupę utrzyj za pomocą tłuczka do ziemniaków lub lekko zmiksuj.

Gdy soczewica się gotuję przygotuj cebulę. W rondelku rozgrzej 1 łyżkę masła, wrzuć cebulę oraz kumin i gorczycę, smaż mieszając od czasu do czasu, aż cebula zmięknie (10-15 minut). Dodaj kolendrę i podsmaż jeszcze przez kilka sekund, po czym ściągnij rondelek z ognia.

Podsmażoną cebulę dodaj do zupy, po czym wciśnij sok z cytryny (najlepiej po połówce cytryny na raz - do własnego smaku). Dopraw solą wedle uznania.

Tuż przed podaniem rozgrzej pozostałą część masła i krótko przysmaż szpinak, lekko posolony. Zupę podawaj z ryżem/kaszą, szpinakiem i dużą ilością jogurty greckiego.

Smacznego!

a całkiem niedawno...

... były urodziny mojej Teściowej :). Oczywiście osiemnaste. I urodziny A., który z tej okazji nie dostał tortu. Właściwie, gdy się dobrze zastanowię, to nikt nie dostał tortu. Było za to coś innego.





i ja...

i jeszcze raz ja...

oraz inni turyści (nie mogłam się oprzeć :).

Zdjęć oczywiście mamy dużo, ale nie będę Was męczyć. Zainteresowanych znajomych i rodzinę zapraszam na kawę z prezentacją :*.

Pozdrawiam!

Wykorzystujemy przetwory. Tarta z dżemem.

Dziś jedno z tych ciast, które chciałam zrobić już dawno, dawno temu. Dżemu w domu prawie nigdy nie ma więc na planach się kończyło. W tym roku udało się jednak coś nawet usmażyć (choć też mało, ale zawsze coś), więc i tarta jest. To ciasto z przepisu Davida Lebovitza jest bardzo proste w przygotowaniu, wygląda niezwykle efektownie i daje ogromne możliwości smakowe, jako że możecie je nadziać czym tylko chcecie :). Świetnie nadaje się na ciasto awaryjne w sytuacjach, gdy w lodówce nic poza jajkiem, masłem i słoikiem dżemu nie ma. Nie wiem jak Wam, ale mi ciągle jeszcze zdarzają się takie dni. Polecam!

TARTA Z DŻEMEM
forma 24cm

110g masła o temperaturze pokojowej
100g cukru
1 duże jajko
1 duże żółtko
1/8 łyżeczki ekstraktu migdałowego (lub waniliowego)
190g mąki
70g grubo mielonej mąki kukurydzianej lub polenty - użyłam semoliny
1/2 łyżeczki soli
2 łyżeczki proszku do pieczenia
450g dowolnego dżemu - u mnie nektarynkowy
dodatkowo: gruby cukier do posypania

Masło dokładnie utrzyj z cukrem, a następnie dodaj jajko, żółtko oraz ekstrakt. Mąkę zmieszaj z polentą/semoliną, proszkiem do pieczenia oraz solą. Do masy maślanej stopniowo dodawaj suche składniki, aż całość się połączy.

Odmierz 2/3 (300g) ciasta, uformuj w dysk, owiń folią spożywczą i włóż do lodówki na minimum godzinę. Pozostałe ciasto uformuj w wałek, także owiń folią i przełóż do schłodzenia.

Piekarnik rozgrzej do 190 stopni.

Większy kawałek ciasta przełóż na spód formy i dociskając dłonią do dna i boków rozklep je równomiernie. Na przygotowany spód przełóż dżem.

Mniejszy kawałek ciasta wyciągnij z lodówki i pokrój w wąskie dyski. Kawałki ciasta rozłóż na dżemie tak by częściowo zachodziły na siebie. Całość posyp obficie grubym cukrem (przynajmniej 2 łyżki). Piecz przez 20-25 minut. Wyciągnij z piekarnika, podawaj w temperaturze pokojowej.

Nie miałam polenty użyłam więc semoliny, która sprawdziła się znakomicie. Ciasto jest bardzo puszyste i maślane. To chyba najbardziej maślane w smaku ciasto a tartę, jakie do tej pory jadłam. A masło z dżemem komponuje się przecież idealnie, nieprawdaż?

Smacznego!

Na chłody. Kurczak na 60 ząbkach czosnku.

Dla tych którzy chorują lub mają chorych wokół siebie (a kto teraz nie ma? :). Lub dla tych, którzy po prostu, tak jak ja, lubią czosnek, zwłaszcza czosnek pieczony. Rewelacyjny i ekstremalnie wręcz prosty przepis Marthy Stewart. Moje jesienne smaki.

KURCZAK NA 60 ZĄBKACH CZOSNKU
4-6 porcji

1 duży kurczak
50g miękkiego masła
1 łyżka soli
1/2 łyżeczki mielonego pieprzu
1 główka czosnku, przecięta horyzontalnie na pół
60 nieobranych ząbków czosnku

Kurczaka wyciągnij i odstaw na 30 minut w temperaturze pokojowej. Usuń nadmiar tłuszczu, a następnie dokładnie umyj i osusz. Całego kurczaka posmaruj masłem, po czym natrzyj solą i pieprzem. Do środka włóż przekrojoną główkę czosnku (ja dodałam jeszcze tymianek), całość przełóż do brytfanny, skrzydełka włóż pod korpus, a nóżki mocno zwiąż sznurkiem kuchennym.

Piekarnik rozgrzej do 220 stopni (ja piekłam na progamie "kurczak", w moim piekarniku jest to 180 stopni, termoobieg i włączona grzałka górna).

Kurczaka umieść na najniższym poziomie piekarnia i piecz przez 20 minut, od czasu do czasu polewając go sokami z dna naczynia. Wyjmij z piekarnika i dookoła rozłóż ząbki czosnku. Kontynuuj piecznenie przez 60-70 minut, aż skórka będzie brązowo-złocista (ja od czasu do czasu spryskuje kurczaka oliwą).

Upieczonego kurczaka przełóż na talerz wraz z ząbkami czosnku, odstaw na 15 minut. Następnie wyciągnij główkę czosnku ze środka, pokrój i podawaj.

Smacznego!

Aromatyczna zupa z dyni. I chleb.

A może na odwrót? Chleb oraz bardzo aromatyczna zupa z dyni? Dawno dawno już nie piekłam chleba. Weekendowa zmieniła zasady, stała się miesięczną. Miesiąc się kończy, ale udało się :). Dziś u mnie chleb z prażoną śmietanką (bez kuminu z uwagi na A., no i maluszka, który ku memu głębokiemu żalowi także nie wyraża zainteresowania aromatycznymi przyprawami). Do tego zupa. Z dyni oczywiście :)

CHLEB Z PRAŻONĄ ŚMIETANKĄ
1 bochenek

pate fermentee
220g białej pszennej maki chlebowej
0,5g świeżych drożdży
5g soli
170gwody
prażona śmietanka
150g śmietanki kremówki
ciasto właściwe
270g białej pszennej mąki chlebowej
20g mąki pszennej razowej
150g wody
8g świeżych drożdży
pate fermentee
50g prażonej śmietanki
7g soli
10 g kuminu - pominęłam

pate fermentee
Wszystkie składniki pate wymieszaj w misce, odstaw na 2 godziny w temperaturze pokojowej, następnie zostaw w lodówce na całą noc.

prażona śmietanka
Aby przygotować prażoną śmietankę, należy ją powoli gotować na małym ogniu, aż cała woda wyparuje, oddzieli się tłuszcz, a cukry i białka mlekowe zmienią się w brunatne okruszki (mi produkt końcowy przypomina bułkę tartą podsmażoną na maśle :). Ze 150g pozostanie około 70g, z czego do przepisu potrzeba 50g.

Gdy śmietanka stygnie, z lodówki wyciągnij pate fermentee.

ciasto chlebowe
Drożdże rozpuść w 50g wody. Resztą płynu rozprowadź zaczyn. Wymieszaj ze sobą wszystkie składniki ciasta za wyjątkiem soli. Wyłóż na stół i zagniataj kilka minut. Dodaj sól, kontynuując zagniatanie (kolejne 5-6 minut). Powinno powstać gładkie i lśniące ciasto, które następnie należy przełożyć do natłuszczonej miski by wyrastało przez 1 i 1/2 godziny (ciasto złóż raz po 45 minutach). Po tym czasie ciasto odgazuj, złóż w owalny bochenek i umieść w koszu złączeniemdo góry. Zostaw do wyrośnięcia na 50 minut.

Piekarnik rozgrzej do 250 stopni. Przed pieczeniem chleb natnij, ewentualnie posmaruj wybraną glazurą i wyłóż delikatnie na kamień. Od razu zmniejsz temperaturę do 220 stopni Celsjusza i piecz z parą 15 minut. Potem parę wypuść i dopiekaj jeszcze 20 minut.

Źródło: Piekarnia Tatter

AROMATYCZNA ZUPA Z DYNI
4 porcje


2 łyżki oleju słonecznikowego
4 łyżeczki mielonej kolendry

4 łyżeczki mielonych nasion kopru włoskiego
1 łyżeczka kurkumy

1 duża cebula, posiekana
2 ząbki czosnku, posiekane

2cm imbiru, obranego i posiekanego

1kg dyni, obranej i pokrojonej w kostkę

2 suszone strąki chilli

2 łodygi trawy cytrynowej, zmiażdżone

600ml bulionu warzywnego
400ml mleczka kokosowego

sok z limonki (świeży)


Olej rozgrzej w rondelku o grubym dnie, wrzuć kolendrę, nasiona kopru oraz kurkumę, smaż przez chwilę, aż przyprawy zaczną intensywnie pachnieć. Dodaj cebulę oraz czosnek, smaż przez 3-4 minuty. Następnie wrzuć dynię, chilli oraz trawę cytrynową, wlej bulion, dopraw solą i pieprzem. Całość dokładnie wymieszaj. Gotuj pod przykryciem, aż dynia całkowicie zmięknie (30-40 minut). Wyciągnij chilli oraz trawę cytrynową, zupę zmiksuj, a następnie wmieszaj mleczko kokosowe (zupę można ponownie podgrzać, ale nie doprowadzać do wrzenia). Jeśli chcesz dodatkowo podkręcić smak zupy dodaj nieco soku wyciśniętego z limonki. Podawaj z chlebem.

Smacznego!

Risotto z dyniowymi chipsami

Muszę przyznać, że coś się w tym roku ruszyło w temacie dyniowym w Polsce. Już na początku października w Tesco można było kupić hokkaido, a kilka dni temu widziałam w Carrefourze dynie piżmowe. Co więcej, wracając 2-3 tygodnie temu z Warszawy, przejeżdżaliśmy przez Magdalenkę, a tam przy drodze tablica wykonana z kartonu ze strzałką i napisem "Farma Dyniowa" (czy jakoś tak, już nie pamiętam). Eh. Szkoda, że nie mieszkam w Warszawie. Wtedy niestety nie było czasu obejrzeć cóż to tam hodują...

Festiwal Dyni trwa, a my przyjechaliśmy na wieś. Kupiłam więc kolejne dynie pod nazwą dynia, ale jakieś takie ładniejsze, mniejsze i słodsze niż rok temu. Zaczynam od risotto. Zawsze, w sezonie na dynie musi być u mnie risotto. I zupa. Choć tej z zeszłego roku chyba nic nie przebije. Ale spróbuje. Jutro.


Przepis na tegoroczne risotto z dynią powstał po przeczytaniu wrześniowego numeru miesięcznika Kuchnia. Oryginał podany przez Dominika Moskalenko (restauracja Na Zielnej) odbiega nieco od mojego (dynia smażona w kostkach, boczek, ser kozi) i do gazety zainteresowanych odsyłam. Wolę jednak dynię startą na tarce. I pecorino, które w zimie uwielbiam, w jakiś sposób zastępuje mi chyba oscypka (choć podobno teraz górale robią już prawdziwe oscypki i w zimie, z mrożonego mleka owczego - bo sam oscypek jako produkt gotowy źle znosi mrożenie; nie wiem, jeszcze nie jadłam, ale na pewno tej zimy spróbuje). No i kiełki lucerny, które ostatnio mogłabym w ogromnych ilościach dodawać do wszystkiego.

RISOTTO Z DYNIOWYMI CHIPSAMI
3 porcje

chipsy

50g dyni (pokrojonej w cienkie plasterki, np. na tarce jak na mizerię), obierki zachowane do wywaru sól
wywar

skórka i ścinki pozostałe po obieraniu dyni

1 cebula

1 marchewka
800 ml wody

risotto

1 łyżka oliwy z oliwek
1 szalotka, posiekana

1 szklanka ryżu do risotto

1/2 szklanki wytrawnego białego wina

150g dyni, obranej i startej na tarce o grubych oczkach, obierki zachowane do wywaru
2 łyżki startego sera pecorino
1 łyżka masła

3 łyżki pokruszonych orzechów

włoskich kiełki - u mnie lucerna
sól, pieprz do smaku


chipsy
Piekarnik rozgrzej do 120 stopni. Plasterki dyni ułóż na natłuszczonej blasze, posól i susz w piekarniku przez 35-45 minut.

wywar
Z cebuli, marchewki i resztek dyni gotuj wywar pod przykryciem przez 15 minut. Przelej przez sito, odstaw.

risotto
Na oliwie zeszklij posiekaną szalotkę. Dodaj ryż, smaż przez chwilę, aż ziarenka staną się przezroczyste. Wlej wino, gotuj mieszając, aż płyn odparuje. Dodaj startą dynię, a następnie porcjami wlewaj wywar. Dopraw do smaku solą i pieprzem. Gdy jedna porcja wywaru się wchłonie, dodaj kolejną, aż do chwili, gdy ryż będzie al dente. Zdejmij z ognia, wmieszaj orzechy, następnie ser, a na końcu masło. Szczelnie przykryj i odstaw na 2 minuty.

Gotowe risotto od razu rozłóż na talerze, posyp chipsami z dyni oraz dowolnymi kiełkami.

Smacznego!

Zupa marchewkowo-jabłkowa

Jak widzicie, a właściwie jak nie widzicie, ciągle nie mogę się wdrożyć w nowe miejsce i nowy rytm dnia. Czas na gotowanie mam dopiero po 20. Ale po pierwsze, to już za późno i nie chce mi się, po drugie brak już światła na fotografowanie. Staram się wygospodarować czas, ale nie udaje się. Wychodzę z domu po 7. Ćwiczę. W drodze do pracy nieustannie poszukuje miejsc, w których rano mogę kupić coś na wynos. Ciężko. Zwykle kupuje bajgla w BagelMama, ale powiedzmy sobie szczerze, że 14,50 pln za kanapkę (tyle kosztuje mój ulubiony New Yorker) to stanowczo za dużo. Tak więc będę wdzięczna jeśli mi coś polecicie (pracuje na Zabłociu, przejeżdzam przez Kazimierz, miejsce musi być otwarte od rana).

Przepraszam dziewczyny, którym nie wysłałam jeszcze książek, od dwóch tygodni wożę je w samochodzie i nie mogę dojechać na pocztę...

A w piątek zrobiłam zupę, którą chciałam zrobić na dzień jabłka dawno, dawno już temu. Przepis z bloga Cannelle et Vanille. Tegoroczny festiwal dyni spędzę na wsi. Więc na pewno tych dyniowych przepisów i w tym roku nie zabraknie. Więcej póki co nie obiecuję.

ZUPA MARCHEWKOWO-JABŁKOWA
4 porcje

2 łyżki oliwy z oliwek
1 szalotka, drobno posiekana
1 ząbek czosnku, drobno posiekany
450g marchewki, obranej i pokrojonej w kostkę
2 jabłka, obrane i pokrojone w kostkę
3 gałązki tymianku
3/4 łyżeczki soli
1/2 łyżeczki mielonego kuminu
1/2 łyżeczki mielonych ziaren kolendry
1/8 do 1/4 łyżeczki mielonej ostrej papryki
2 i 3/4 szklanki bulionu z kurczaka
1/2 szklanki mleczka kokosowego

W rondelku rozgrzej oliwę, wrzuć szalotkę, czosnek oraz marchewkę. Smaż przez 5 minut. Dodaj jabłka, listki tymianku, sól, kumin, kolendrę i ostrą paprykę. Całość wymieszaj i gotuj przez kolejną minutę. Następnie wlej bulion, doprowadź do wrzenia, po czym gotuj pod przykryciem, na średnim ogniu przez 15 minut lub do momentu, w którym warzywa zmiękną. Całość zmiksuj blenderem. Zdejmij z ognia, wlej mleczko kokosowe, wymieszaj, ewentualnie dopraw do smaku. Podawaj od razu.

Smacznego!

Bułeczki pszenno-orkiszowe i Sloppy Joe

Na Sloppy Joe miałam ochotę już od dawna. W moim mniemaniu to połączenie wołowego chilli (które uwielbiam) oraz hamburgera (którego także uwielbiam). Ale jakoś ciągle nie było okazji. Poza tym nie wyobrażam sobie by takiego, powiedzmy sobie szczerze, nieco luźnego w konsystencji hamburgera, zjadł mój A. Pominęłam go więc w degustacji.

Sloppy Joe to klasyka kuchni amerykańskiej. Ta kanapka ma swoje korzenie w latach 30-tych ubiegłego stulecia. Do dziś serwują ją w barze Sloppy Joe's Bar w Key West na Florydzie, miejscu silnie związanym z Hemingwayem (doprawdy nie wiem ileż to jest barów na świecie związanych z tym pisarzem ;). Od tego czasu oczywiście powstało wiele jej wariacji i odmian. Tej oryginalnej nigdy nie jadłam. Pewnie dlatego, że nigdy jeszcze nie byłam na Florydzie. Jak będę na pewno spróbuję. To jedna z tych rzeczy, które koniecznie trzeba zjeść w Stanach. Dziś prezentuje Wam wersję wyszukaną u Ree. To danie słodko-pikantne, wbrew pozorom i mojemu wstępowi mięso nie smakuje w nim ani jak chilli, ani jak hamburger. Warto spróbować. W wersji dietetycznej można użyć mielonego mięsa z indyka (smażymy i dusimy nieco krócej w takim wypadku). Ja jednak takiego mięsa nie lubię. A wołowinę bardzo, bardzo.

Zamiast typowych bułek hamburgerowych do moich Sloppy Joes upiekłam bułeczki pszenno-orkiszowe wyszperane u Liski. Pasują idealnie.

BUŁECZKI PSZENNO-ORKISZOWE
16-18 sztuk

zaczyn
150g mąki orkiszowej
200g mąki pszennej (dowolnego typu)
20g świeżych drożdży lub 1 łyżeczka suszonych
400g wody w temperaturze pokojowej
ciasto właściwe
350g mąki pszennej
120g miękkiego masła
2łyżeczki soli
30g wody
60g mleka w proszku
dodatkowo: roztopione masło do obtaczania, gruba sól, rozmaryn, mak lub sezam (wedle uznania)

zaczyn
Wszystko wymieszaj w naczyniu, przykryj folią i odstaw w ciepłe miejsce na godzinę.

ciasto właściwe
Do zaczynu dodaj pozostałe składniki. Wyrób gładkie ciasto, które nie powinno się kleić (10 minut). Odstaw do wyrastania na 1,5 godziny. 2 okrągłe formy posmaruj masłem. Ciasto podziel na małe kawałki (16-18 bułeczek). Uformuj okrągłe bułeczki, obtocz w roztopionym maśle i włóż do formy zostawiając 1,5 cm odstępy między nimi. Wierzch obsyp solą i rozmarynem lub inną ulubioną posypką. Odstaw do ponownego wyrastania na około 30-40 minut.

Piekarnik nagrzej do 180 stopni. Bułeczki piecz 30-40 minut.

SLOPPY JOE
4-6 porcji

1 łyżka
masła

500g mielonej wołowiny (lub mielonego mięsa z indyka)
1/2 małej cebuli, posiekanej
1/2 dużej zielonej papryki, pokrojonej w kostkę
3 ząbki czosnku, zmiażdżone
3/4 szklaki ketchupu
1/2 szklanki wody
1 łyżka brązowego cukru
1 łyżeczka chilli w proszku
1 łyżeczka musztardy francuskiej lub Dijon
1/4 łyżeczki grubo zmielonego czerwonego pieprzu
sos
Worcestershire do smaku
1 łyżka pure pomidorowego (opcjonalnie) - ja dodałam więcej
sos Tabasco do smaku (opcjonalnie)
sól, świeżo zmielony pieprz
dodatkowo: bułki (bułki hamburgerowe, kajzerki lub inne)

Na patelni rozgrzej masło, wrzuć wołowinę i smaż często mieszając, aż mięso całkowicie zabrązowi się. Mięso odsącz z tłuszczu, dodaj cebulę, paprykę oraz czosnek. Gotuj przez kilka minut, aż warzywa lekko zmiękną. Dodaj ketchup, dokładnie wymieszaj, dopraw solą i świeżo zmielonym pieprzem. Wlej wodę, następnie dodaj cukier, chilli i musztardę. Gotuj pod przykryciem na małym ogniu przez 15-20 minut. W czasie gotowania dodaj jeszcze czerwony pieprz, chlust sosu Worcestershire oraz opcjonalnie (w zależności od tego, jak ostre chcesz uzyskać danie) tabasco. Jeśli chcesz by twoje Sloppy Joes były nieco bardziej pomidorowe dodaj także pure do smaku.

Bułki przekrój na pół, podsmaż na rozgrzanej patelni lub grillu, po czym nadziej je wołowiną i od razu podawaj. Ree radzi podawać z chipsami. Ja podałam z sałatką z rukoli i parmezanu :).

Smacznego!

Ps. Przepraszam za zdjęcia, ale teraz mam czas jeść tylko późnymi wieczorami :(

Panna Cotta i kilka newsów z ostatnich tygodni

Z wszystkich waszych propozycji niezwykle subiektywnie wybrałam to na co akurat miałam ochotę. Zaczynając od końca: zdecydowałam się na panna cottę z sosem śliwkowym, jak radziła Evitaa. Przyrządziłam klasyczną (im jestem starsza tym bardziej lubię smak śmietany), z nutą czekolady i sosem śliwkowym (chciałam dodać do niego śliwowicy, ale ktoś mi wypił podstępnie chyba, bo znaleźć nie mogę). Inspirowałam się przepisem Asi z Kwestii Smaku.

Zrobiłam też Sloppy Joe (nagroda pojedzie do zauberi), na które od dawna miałam ochotę. Przepis czeka w kolejce do opublikowania.

Jeśli chodzi o pieczywo chciałam upiec bułki kukiełki, które bardzo lubię (propozycja Katarynki), ale niestety nie znalazłam przepisu. Poszperam jeszcze. Może ktoś mi go podeśle?

Wszystkim wygranym gratuluje (odezwę się do Was mejlowo), pozostałych przepraszam, że akurat na ich propozycje nie miałam w danej chwili ochoty. A deser przedstawiam poniżej.


WANILIOWA PANNA COTTA Z SIEKANĄ CZEKOLADĄ I SOSEM ŚLIWKOWYM
6 porcji

panna cotta
3 łyżeczki żelatyny w proszku
1 laska wanilii lub 2 łyżeczki ekstraktu z wanilii
250 ml płynnej śmietanki 30%
250 ml pełnego mleka
80 g cukru
1 łyżka rumu
50g gorzkiej czekolady, drobno posiekanej
sos śliwkowy
500g śliwek
kilka łyżek wody
2-3 łyżki brązowego cukru
1/4 łyżeczki cynamonu
ziarenka z małego kawałka wanilii

panna cotta
Żelatynę zalej 3 łyżkami zimnej wody i odstaw na 5 minut. Laskę wanilii przepołów wzdłuż na pół i wyskrob ziarenka.

Do rondelka wlej śmietankę i mleko, dodaj cukier, ziarenka wanilii i przepołowioną laskę lub ekstrakt z wanilii. Mieszając podgrzewaj, aż cukier się rozpuści, a płyn niemalże osiągnie temperaturę wrzenia. Zdejmij z ognia, przelej przez drobne sitko, po czym dodaj namoczoną żelatynę i mieszaj energicznie przez około minutę, aż cała żelatyna się rozpuści. Dodaj rum i odstaw do całkowitego wystudzenia.

Gdy całość ostygnie wrzuć drobno posiekaną czekoladę, wymieszaj, po czym wlej mieszankę do 6 foremek lub małych szklanek. Całość przykryj folią spożywczą i wstaw do lodówki na minimum 4 godziny, a najlepiej na całą noc.

sos śliwkowy
Śliwki wypestkuj, pokrój w grube plasterki, wrzuć do rondla. Dodaj kilka łyżek wody, cukier, cynamon i wanilię, wymieszaj. Gotuj przez kilka minut, aż owoce zmiękną i zaczną rozpadać się (konsystencja powinna dalej być mocno wodnista, nie gotuj długo, żeby nie zrobić dżemu ;). Całość przetrzyj przez sitko. Podawaj na ciepło lub zimno (sos także można przygotować dzień wcześniej).

Aby było jeszcze bardziej jesiennie całość można posypać karmelizowanymi orzechami włoskimi. Ja niestety zapomniałam kupić, a więc i nie skarmelizowałam.


A teraz kilka newsów dla znajomych i rodziny oraz innych zainteresowanych. Ostatnie tygodnie poza aklimatyzacją, ogromem pracy i nieustannym bieganiem za maluszkiem schodziły nam na niekończących się poprawkach i poprawkach po poprawkach. Naprawdę nie wiem czy jest w tym domu cokolwiek, co zostało zrobione dobrze i czego nie trzeba nieustannie poprawiać. Przechodzimy dramaty: wodny, okienny, pleśni, zaginionych w środku ściany peszli (wyobraźcie sobie to kucie :), przewierconych przewodów elektrycznych i wiele, wiele innych. Bardziej zrezygnowani i zniechęceni nie możemy już być. Stopniowo musi być więc coraz lepiej. Staram się zachować optymizm.

Poza tym miałam urodziny. 31. Obeszło się bez większej depresji. Nie to co rok temu. A. z tej okazji zafundował mi 3-dniowe wakacje w Kielcach (tak, tak, wiem jak to brzmi :). Nie było źle. Pierwszy raz od dawna byłam w kinie i chociaż entuzjastycznie oceniany film Woody Allena znudził mnie kompletnie, to i tak było fajnie. Kupiłam sobie spodnie, sweter i torebkę, poszłam na masaż, poczytałam. Odpoczęłam i stwierdziłam, że to stanowczo za krótko. Jadłam tam świetny deser (czekoladowe millefleur z musem czekoladowym i galaretką śliwkową), który mam nadzieję wkrótce zrobić i dla Was.

Poza tym byliśmy we Wrocławiu popatrzeć jak walczy Adamek. Tak jak i u pozostałych 40 tysięcy zgromadzonych na stadionie gdzieś tam tliła się w nas nadzieja. Pierwsze sekundy jednak rozwiały ją szybko. Wygrał niezaprzeczalnie lepszy. Po skończonej walce ludzie gwizdali. Było mi wstyd. Wyszliśmy. A potem czekaliśmy godzinę na autobus. Ten wyjazd czegoś mnie nauczył. Ale zatrzymam to dla siebie.

Więcej nie pamiętam, choć pewnie działo się coś jeszcze. Dużo pracujemy. Bardzo dużo pracujemy. Znaleźliśmy świetną opiekunkę do dziecka. Stwierdziliśmy, że póki co (póki długie co) jeden maluszek nam wystarczy, zwyciężył egoizm. Kupiłam piękny holenderski rower. I martwię się o psa, który w nowym domu jest bardzo nieszczęśliwy. Gdy przypomnę sobie coś jeszcze na pewno napiszę :). A w tą niedzielę możecie mnie i całą moją rodzinę spotkać na warszawskim Służewcu.

Smacznego!

Spóźniona opinia o wakacjach i szybki konkurs

Miałam napisać. Miałam :). Ten post zaczęłam pisać 11 sierpnia :). Przeprowadzka jednak trwała bardzo długo i mozolnie. Właściwie to ciągle trwa :). Ciężko żyje się wśród ciągłego bałaganu i niedokończonych rzeczy. Ale dajemy radę. Mam nadzieję, że mi ta długa przerwę wybaczycie. Ale jak widać zabieram się do powrotu. Tęskniliście? :)

Na wakacjach byliśmy już tak dawno, że nawet nie wszystko pamiętam by Wam opisać. Wrzucę więc zdjęcia. Ogólnie: nie podobało mi się. Eh... Pewnie podpadnę trochę osobom lubiącym mniej lub bardziej aktywny (no dobra, raczej tym pierwszym) odpoczynek nad naszym polskim morzem. Jak wiecie ja z jakiejś dziwacznej chęci integracji z rodziną wybrałam się do Międzyzdrojów. Z A., maluszkiem, babcią, drugą babcią, siostrą, szwagrem, trójką ich dzieci oraz bratem szwagra z żoną, z dwójką dzieci, a także sąsiadem wspomnianego brata szwagra, także w wersji +1+2. Skomplikowane prawda ? :). No ale, poza jedną z babć, która dzieliła z nami tzw. apartament, większość z nich widziałam może 2-3 razy. Powód był prosty. Międzyzdroje są nie dla mnie. Ok, zgadzam się, plaża jest bardzo ładna, ale już tłumy na niej, te nieszczęsne parawaniki oraz ilość i jakość infrastruktury to dramat. Wycieczka do "centrum", zwłaszcza w godzinach wieczornych, choć nie tylko, to już dramat totalny. W mojej prywatnej opinii skrzyżowanie Krupówek, wesołego miasteczka, cyrku i ogromnych ilości chińskiej tandety nie może się podobać. A jednak podoba się, jeśli wnioskować po setach tysięcy przebywających tam osób. Te nieliczne, naprawdę ładne rzeczy, toną i giną w potoku wszechogarniającego kiczu i braku jakiegokolwiek ładu. Nie rozumiem tego. I na pewno nie chcę tam wracać.

Poza tym objechaliśmy Pomorze Zachodnie od niemieckiej części wyspy Uznam (jakby inny świat :), przez Świnoujście, wszystkie pomniejsze miejscowości nadmorskie, aż do Kołobrzegu. I dalej, na Bornholm, gdzie wyciągnęliśmy nawet tego biednego maluszka-podróżnika. To wszystko w tydzień. Możecie być z nas dumni.
















Wracając jednak do Krakowa... Przeprowadziliśmy się miesiąc temu, a ja właściwie nie miałam okazji nic ugotować w nowej kuchni (swoja drogą czekam na nowy blat, bo ten który teraz mam jest do poprawki). Chciałam więc Was poprosić o propozycję na: obiad, deser oraz pieczywo (musi być drożdżowe, ponieważ zakwas mieszka jeszcze w innym miejscu). Wystarczy, że w komentarzach podacie nazwę potrawy (lub deseru, lub chleba), a ja już sobie poszukam przepisu, który mi odpowiada najbardziej. Osobom, za którymi sugestiami bardzo subiektywnie podążę roześlę książki. Za obiad Mangoes & Curry Leaves, za deser Rose's Heavenly Cakes oraz za pieczywo Amy's Bread. Wszystkie pozycje są nowe i w języku angielskim. Śpieszcie się, gdyż wszystko to chcę zrobić w weekend i początkiem przyszłego tygodnia.

Pozdrawiam!
Blog Widget by LinkWithin